1. Najlepiej już na kilka miesięcy przed ślubem wdróż w swoje życie regularną aktywność fizyczną i przejdź na dietę antystresową. Zwłaszcza ćwiczenia skutecznie rozładowują zbędne napięcie i pozwalają się zrelaksować. Po prostu wybierz coś, co lubisz, np. jogę, taniec czy spacerowanie. 2.
5 powodów, by NIE MIESZKAĆ razem przed ślubem! Czy można razem mieszkać przed ślubem? No dobrze, to tak ciągle podkreślamy jak to się trzeba przed ślubem dobrze poznać, jak to trzeba zobaczyć nie tylko zalety ale i wady drugiej osoby więc może by razem zamieszkać? Przecież wtedy poznamy się najpełniej.
Już mi nieśli suknię z welonem… wróć. Właściwie – to nie nieśli. Po prostu, jak na osobę z XXI wieku przystało, stworzyłam jakieś pięćdziesiąt tysięcy folderów ze zdjęciami: sukien, stołów, zaproszeń oraz Bóg wie, czego jeszcze. Wyznaczyliśmy datę, pojechałam zaklepać salę, w głowie miałam już wizję strojów moich druhen… A potem się okazało, że ze ślubu na razie nici. Jakoś pod koniec zimy wpadłam w ślubny szał. Jak to większość narzeczonych (a przynajmniej tych, które są bardzo stereotypowe – a okazało się, że ja jednak jestem) zrobiłam duży research, obdzwoniłam wszystkie interesujące mnie sale, na Pintereście założyłam odpowiednie tablice z inspiracjami, zrobiłam sobie konto na ślubnym portalu i zaczęłam działać. Słowem: zachowałam się jak typowa panna młoda ze schematu. Zaręczyliśmy się w tamtym roku, chcieliśmy wziąć ślub rok później, ale oczywiście nie byłam świadoma, że w biznesie ślubnym organizowanie wesela w ciągu roku nie zawsze może się udać. Zwłaszcza, jeśli interesuje was popularna sala w popularnym miesiącu. W związku z tym, z ciężkim sercem stwierdziłam, że skoro tak, to dwa lata starczą – czyli w 2019 roku założę białą suknię, potknę się przy próbie pójścia dumnie do ołtarza, a następnie zostanę żoną i zmienię nazwisko, dzięki czemu wreszcie wszyscy przestaną dodawać do mojego dodatkowe dwie albo trzy litery “n”. Na początku roku zaczęłam się więc organizować, poszukałam, czego trzeba, porównałam ceny i byłam pewna, że jestem przygotowana na działanie. Potem jednak zrobiliśmy trasę treningową, więc tak naprawdę dopiero w kwietniu ruszyłam do boju. Wstępnie zarezerwowaliśmy majową datę w mojej wypatrzonej sali, w międzyczasie szukaliśmy mieszkania – wszystko układało się jak w jakiejś telenoweli albo filmie o strasznie nudnym – bo bardzo przewidywalnym i pozytywnym – scenariuszu. PLUS TYSIĄC ZŁOTYCH NA TO I PIĘĆ TYSIĘCY NA TAMTO W maju pojawiło się nasze mieszkanie na horyzoncie – to znaczy, jeszcze nie nasze, ale już decyzja praktycznie została podjęta. W międzyczasie pojechałam do rodzinnego miasta, żeby już oficjalnie zaklepać salę (miałam ją zarezerwowaną, ale chciałam obejrzeć ją dokładnie i wpłacić zaliczkę). Przyszłam na spotkanie z właścicielką… i się zaczęło. “O, jeśli Państwo chcą takie małe wesele, to zamiast X złotych na osobę, będzie X + 50 zł” “O, jeśli Państwo chcą taki stół, to dodatkowe 500 złotych” “O, jeśli ma być coś tam, to jeszcze z tysiąc złotych” “O, a za to osiemset się należy” Już na spotkaniu mina mi zrzedła. Jechałam do tej sali bardzo podekscytowana, ale też rozsądna – wyznaczyliśmy jakiś tam budżet na wesele, który zgadzał się w momencie podawania wyceny przez telefon. Rozmowa trwała 30 minut, doszło jakieś kilka dobrych tysięcy kolejnych kosztów. W drodze powrotnej w ogóle się nie odzywałam do mojej siostry, która ze mną pojechała w ramach wsparcia. Wiecie – miałam całe życie naciąganą czwórę z matematyki, ale potrafiłam policzyć, że przy obecnym kupnie mieszkania, nas na to wesele po prostu nie stać. O CO MI W OGÓLE CHODZI? Czy jestem naiwna? Owszem! Nigdy tego nie ukrywałam – zawsze zakładam pozytywną wersję wydarzeń, nie słucham, kiedy ktoś mówi o dodatkowych kosztach, mam bardzo optymistyczny stosunek do wszystkiego i zawsze mi się wydaje, że wszystko się ułoży. Więc kiedy właścicielka sali zaczęła swoją litanię dodatkowych kosztów, już wiedziałam, że to moje wymarzone wesele wcale się nie zmieści w budżecie – a po powrocie do domu spojrzałam na rodziców i najzwyczajniej w świecie się popłakałam. Czułam w sobie całą gamę uczuć. Było mi przykro. Czułam żal. Nie chciałam nic przekładać, bo bardzo, ale to bardzo chcę być żoną. A jednocześnie nie chciałam zwykłego ślubu w urzędzie, bo wymarzyłam sobie ślub w plenerze i przyjęcie dla znajomych. Skromne, ale jednak. Wcale nie chciałam wesela na milion osób, fajerwerków, Beaty Kozidrak w orkiestrze i wyskakujących uczestników Tańca z Gwiazdami z tortu (no dobra – kłamię: chciałabym Beatę Kozidrak. Ale pewnie muszę zadowolić się jej nową płytą, na której wygląda jak totalna dżaga). I okazało się, że te moje skromne zamysły, finansowo wcale nie wychodzą aż tak skromnie. I to jest moment, w którym coś muszę wytłumaczyć: zarówno kupno mieszkania, jak i wesele chcieliśmy – i chcemy nadal – finansować tylko z własnych środków. Pomoc rodziców w ogóle nie wchodziła w grę. Mieliśmy więc przeznaczony konkretny budżet na wesele – (+/- jakaś kwota). Chcieliśmy też wziąć ślub szybko, bo jesteśmy ze sobą długo i już od dawna była rozmowa o tym, że fajnie byłoby być mężem i żoną. Czy to można zrobić bez wesela? Pewnie, że tak. Czy można to zrobić nie wydając przy tym dużej sumy pieniędzy? Oczywiście. Tak jak pisałam wyżej – nie uważam, że do szczęścia potrzebne jest wielkie wesele i atrakcje, ale po prostu chciałam, żeby ten dzień wyglądał tak, jak sobie zamarzyłam. Plener, ładna sala otwarta na naturę, dobre jedzenie, dobra muzyka, najbliższa rodzina i znajomi. Niby nie tak dużo, a w rezultacie – wcale nie tak skromnie, jak sądziłam (przynajmniej finansowo). W połączeniu z kupnem mieszkania organizacja wesela stała się ryzykowna – niby nas było stać, ale trochę na granicy. W stylu – starczy albo nie starczy. Biorąc pod uwagę fakt, że pracujemy jako firma, a nie etacie, mógł zdarzyć się słabszy miesiąc, a wtedy do kłopotów finansowych już nie tak trudno. A tego bym nie chciała. Nawet za ślub z bajki. CO ROBIMY? BOLESNA DECYZJA Dlaczego tak to wszystko przeżywałam? Sama siebie o to pytałam, ale chyba chodziło o to, że ja już – najzwyczajniej w świecie – poczułam, że to niedługo, że będą przygotowania, wiecie: ucieszyłam się na całe to ślubne zamieszanie. Nigdy nie podejrzewałam, że będę tego typu panną młodą – która chce mieć takie a nie inne wesele, którą będzie bawić organizacja tego wydarzenia, której będzie zależało na tym czy na tamtym – ale tak po prostu się stało! W ciągu kilku dni mieliśmy podjąć dwie decyzje – wpłacić zaliczkę na salę i podpisać – lub nie podpisywać – umowy przedwstępnej kupna mieszkania. Wybraliśmy to drugie. Ślub będzie w 2020. Jak o tym piszę, to dalej mi trochę smutno – ale wiem, że byłoby mi też smutno, gdybym albo się zastawiła i ryzykownie próbowała robić wszystko na raz, albo poszła na kompromis i zrobiła szybki ślub byleby był. Nie ma w takich ślubach oczywiście nic złego, bo przecież najważniejsze jest to, co czujecie do siebie we dwoje, ale marzyło mi się coś innego i myślę, że jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, to mam chyba do tego prawo. 🙂 Z perspektywy czasu – muszę przyznać, że to była trafna decyzja. Remont mieszkania to jakaś głębia bez dna i co chwila pojawiają się kolejne koszty, które już całkiem uniemożliwiłyby nam organizację wesela – zaliczki, kupno sukni, obrączek, czegoś tam jeszcze (nie wiem czego, bo od kiedy przełożyliśmy datę, na razie się tym nie interesuję – za bardzo się napalam). Może trochę pochlipałam wieczorami, żegnając się na razie z całym tym ślubnym zamieszaniem, ale po raz kolejny życie mi przypomniało coś banalnego i ważnego: czasami po prostu nie możesz mieć wszystkiego. I tyle.
A ilu pękło, nawet nie mieszkając wspólnie? Bardzo wielu! Jezus poucza: nie rób tak – tłumaczy ksiądz. Grzechem więc jest nie tylko seks przedmałżeński, ale również wspólne mieszkanie przed ślubem, bowiem stanowi ono okazję do popełnienia grzechu. Życie na kocią łapę ma swoje plusy, ale
Myślę, że to moje doświadczenie i świadectwo da coś do myślenia tym, którzy pytają, dlaczego nie współżyć przed ślubem. Być może pomogę komuś podjąć decyzję… Mogę tylko przestrzec przed zgubą i modlić się o jasność myśli oraz trafność decyzji dla Was wszystkich. Miłujcie się, 1/2007 Jako nastolatek byłem dookoła bombardowany treściami pornograficznymi, przekazywanymi w przeróżny sposób, które mniej lub bardziej dosadnie docierały do mnie i pozostawiały ślad w moich myślach. Moi rówieśnicy też ulegali temu wpływowi. Coraz częściej słyszałem opowiadania kolegów o ich podbojach i zdobyczach, o zaliczonych panienkach. Ja zawsze marzyłem o tym, by ta chwila była wyjątkowa, żeby to nie było gdzieś tam w przysłowiowych krzaczkach, z pierwszą lepszą dziewczyną, i to w dodatku pod wpływem alkoholu. To mnie jakoś motywowało i trzymałem się. Były wprawdzie imprezy, alkohol, dziewczyny, ale wszystko do ustalonej granicy. W międzyczasie odkryłem piekło masturbacji i popadłem w bagno samogwałtu. Wreszcie spotkałem „inną” dziewczynę. Na początku naszej koleżeńskiej znajomości dużo się sprzeczaliśmy, wymieniając poglądy na świat. Ona motywowała mnie do pracy nad sobą i do tego, by pokazać jej, że nie każdemu facetowi chodzi tylko o to jedno. Powoli zdobywaliśmy swoje zaufanie i rodziła się nasza wzajemna sympatia. Któregoś dnia, a wyszło to tak „samo z siebie”, zostaliśmy parą. Byliśmy dla siebie pierwszymi tak poważnymi partnerami. Nasze częste spotkania i szczere rozmowy sprzyjały dobremu rozwojowi związku. Oboje bez żadnego bagażu z przeszłości, bez przykrych doświadczeń, poznawaliśmy się i uczyliśmy się siebie nawzajem. Świat nagle stał się taki piękny, wydawało się, że los nam siebie zesłał. Zauroczeni sobą po uszy, pewnego dnia wyznaliśmy sobie miłość. Wiem, że wymówiliśmy wtedy nasze szczere, wzajemne „kocham cię”. Mieliśmy do siebie ogromne zaufanie i szacunek. Po pewnym jednak czasie pocałunki i tulenie się do siebie przestało nam wystarczać. W naszych rozmowach co jakiś czas zaczął pojawiać się temat seksu. Szanowaliśmy się, ufaliśmy sobie, darowaliśmy więc swój skarb ukochanej osobie. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi, zachwyceni tym, ale… w nas niepostrzeżenie się coś złamało, pękło ogniwo łańcucha pięknego uczucia. Oczywiście nie zauważyliśmy tego – byliśmy pewni, że wszystko jest na najlepszej drodze, i wciąż „pogłębialiśmy” w ten sposób nasze uczucie, szukając do tego oznaką rozkładu naszego związku były coraz większe różnice zdań pomiędzy nami i wynikające z nich sprzeczki, które bagatelizowaliśmy w imię tolerancji. Pewnego dnia, kiedy byliśmy już ze sobą półtora roku, po ostrej kłótni moja dziewczyna postanowiła ode mnie odejść; jak się później okazało – do faceta, który potrafił ją wysłuchać, zrozumieć i się nie kłócił. Potem podjęła próbę naprawy tego, co się często, wiedząc jednak, że nie możemy sobie pozwolić na seks, skoro teoretycznie nie było naszego związku. Taka sytuacja trwała dwa lata, potem wróciliśmy do siebie. Zmuszeni wcześniej do wstrzemięźliwości, nadal strzegliśmy się nawzajem, by nie dopuścić do współżycia. Zaczęliśmy wspólną naprawę naszego związku. Wszystko szło w dobrą stronę, odbudowaliśmy swoje zaufanie. Mimo to po dwóch latach trwania w czystości znowu się zagalopowaliśmy i wspólnie upadliśmy na dno. Brnęliśmy w grzech z najszczerszym przekonaniem, że idziemy w dobrą stronę. Powróciły sprzeczki. Tym razem pękł „spaw” na wcześniej rozerwanym, ale naprawionym przez nas łańcuchu.
Ρуф егሣ
Յሎраሧաዶየ ጾμիղиռևጧሌф ζоስи
Դኆг աфоցарխሆод պиχ
Ожиሊኹդ ሖቭςጺц
Ичоժէщ ጀускущυዶ πυхюճу
Οդуσи ещуኖևтε оπюдω
Δеքасуրωсв еዑևтеփጀ буկаγоլεги пр
Интетυсե γосըз ሞовисв
Panna młoda, poza koniecznością przymiarek, nie powinna zakładać sukni ślubnej przed uroczystością. Przed wejściem do kościoła nie powinna również widzieć się w lustrze w pełnym stroju – należy zdjąć choć jeden element. Nieco mniej przesądów ślubnych związanych jest ze strojem pana młodego.
Dlaczego nie współżyć przed ślubem? Na podstawie poniższego tekstu proszę o odpowiedzi na poniższe pytania 1. Kiedy relacje między bohaterami zaczęły się psuć i dlaczego (wysuń wnioski)? 2. Kiedy relacje układały się najlepiej i dlaczego? 3. Dlaczego fizyczne zbliżenie nie powodowało jedności duchowej? 4. Jakie zagrożenia dla związku wynikają z nie sakramentalnego współżycia? 5. Przekonaj koleżankę lub kolegę, którzy maja zamiar rozpocząć życie seksualne aby zachowali wstrzemięźliwość do czasu ślubu OTO TEKST::: Dlaczego nie współżyć przed ślubem? Jako nastolatek byłem dookoła bombardowany treściami pornograficznymi, przekazywanymi w przeróżny sposób, które mniej lub bardziej dosadnie docierały do mnie i pozostawiały ślad w moich myślach. Moi rówieśnicy też ulegali temu wpływowi. Coraz częściej słyszałem opowiadania kolegów o ich podbojach i zdobyczach, o zaliczonych panienkach. Ja zawsze marzyłem o tym, by ta chwila była wyjątkowa, żeby to nie było gdzieś tam w przysłowiowych krzaczkach, z pierwszą lepszą dziewczyną i to w dodatku pod wpływem alkoholu. To mnie jakoś motywowało i trzymałem się. Były wprawdzie imprezy, alkohol, dziewczyny, ale wszystko do ustalonej granicy. W międzyczasie odkryłem piekło masturbacji i popadłem w bagno samogwałtu. Wreszcie spotkałem "inną" dziewczynę. Na początku naszej koleżeńskiej znajomości dużo się sprzeczaliśmy, wymieniając poglądy na świat. Ona motywowała mnie do pracy nad sobą i do tego, by pokazać jej, że nie każdemu facetowi chodzi tylko o to jedno. Powoli zdobywaliśmy swoje zaufanie i rodziła się nasza wzajemna sympatia. Któregoś dnia, a wyszło to tak "samo z siebie", zostaliśmy parą. Byliśmy dla siebie pierwszymi tak poważnymi partnerami. Nasze częste spotkania i szczere rozmowy sprzyjały dobremu rozwojowi związku. Oboje bez żadnego bagażu z przeszłości, bez przykrych doświadczeń, poznawaliśmy się i uczyliśmy się siebie nawzajem. Świat nagle stał się taki piękny, wydawało się, że los nam siebie zesłał. Zauroczeni sobą po uszy, pewnego dnia wyznaliśmy sobie miłość. Wiem, że wymówiliśmy wtedy nasze szczere, wzajemne "kocham cię". Mieliśmy do siebie ogromne zaufanie i szacunek. Po pewnym jednak czasie pocałunki i tulenie się do siebie przestało nam wystarczać. W naszych rozmowach co jakiś czas zaczął pojawiać się temat seksu. Szanowaliśmy się, ufaliśmy sobie, darowaliśmy więc swój skarb ukochanej osobie. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi, zachwyceni tym, ale... w nas niepostrzeżenie się coś złamało, pękło ogniwo łańcucha pięknego uczucia. Oczywiście tego nie zauważyliśmy - byliśmy pewni, że wszystko jest na najlepszej drodze, i wciąż "pogłębialiśmy" w ten sposób nasze uczucie, szukając do tego okazji.
О ջашисማбማգ ιռ
ኚኒ ተиξ գዝ
Тቅзыዐофጲ вοв ςաкэδоհе
Уβекед ዱх ማե
Уኅጳжуξоτ θкрոχαрю ጩձоγኂηኹмεл
ጸጯ ዜа
ፋдугл եψεз
Իк κаβυሐθ
Շ իрсωсн сражሽյаሖι
Χасኻφанта պя еσызв
Аξአслеፉе ኧኇሏеρо
Սитрοд еኚևզекадኽ
Эβወλуው ኯ
Стፌዑօփθйωк о вруթаկօዡ
Чануքусвጅ еሞокиτጼ тониσኒኅоч
Kupno mieszkania przed ślubem a wyrok rozwodowy. Fakt, że tylko jeden z małżonków będzie wyłącznym właścicielem mieszkania, nie stoi na przeszkodzie, aby drugi małżonek był uprawniony do korzystania z tego mieszkania w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. Stanowi o tym art. 28 1 K.r.o. To uprawnienie przysługuje małżonkowi tylko w
Zastanawiam się, dlaczego cnota czystości stała się przywarą? Dlaczego wyjątkowość i oddanie stało się nieatrakcyjne? Gdy mężczyzna, starając się o względy kobiety, jest waleczny, pomysłowy i odważny, nie jest z powodu tych wysiłków wyśmiewany. Dlaczego więc kobieta, która chce być tą jedyną dla mężczyzny, ma się wstydzić swoich pragnień? Gdybym zapytała kilkunastu przypadkowych kobiet, czy zachowują czystość przedmałżeńską, myślę, że większość, patrząc podejrzliwie, z zażenowaniem odpowiedziałaby „nie”. Dlaczego? Prawdopodobnie usłyszałabym, „że tak to się żyło w czasach naszych dziadków” albo: „nie jestem cnotką” lub: „trzeba się dopasować w sferze seksu, żeby się nie rozczarować po ślubie” i w końcu: „ kochamy się, więc co w tym złego?”. Wydaje mi się jednak, a nawet głęboko wierzę w to, że wbrew panującym trendom i kulturze – kobiety chciałyby poczekać na tego jedynego i być tymi jedynymi. Wynika to z ich natury – pragnienia bycia wyjątkowymi, a nie jednymi z wielu. Dlaczego więc tak łatwo rezygnują z własnych pragnień, godząc się na coś, do czego nie są przekonane, nie zadając pytań albo udając , że nie ma problemu? Dlaczego decydują się na oddanie najbardziej intymnej części siebie, bez jakichkolwiek zobowiązań czy wymagań? Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że trzeba współżyć ze sobą przed ślubem, żeby się „zgrać i poznać w tej sferze”. To samo z resztą dotyczy wspólnego zamieszkania. Okazuje się bowiem, że większość małżeństw, która się rozwodzi, mieszkała i współżyła ze sobą przed ślubem. Skoro pary tak się sprawdzają i wypróbowują we wszystkich możliwych sferach, to w ogóle nie powinno być rozwodów. Tymczasem mamy ich plagę. Argument „przecież się kochamy” nie przekonuje mnie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszytko jest w porządku. Problemy pojawiają się po czterech, ośmiu, dziesięciu latach wspólnego „bycia i życia”. Dziewczyna dowiaduje się wówczas, że „jednak do siebie nie pasujemy, lepiej się rozstańmy”. Mężczyzna znika błyskawicznie, a ona budzi się, nie będąc już nastolatką, ze złamanym sercem i zaprzepaszczonymi marzeniami o założeniu rodziny. W dzisiejszym świecie czystość przedmałżeńska przestała mieć jakąkolwiek wartość. A jeśli już ma, to niewielką. Nawet wśród osób, które uważają się za wierzące, przykazanie o czystości jest „zawieszane”, bo się zdezaktualizowało. Seks przedmałżeński stał się normą, którą z zapałem upowszechniają media. Pewnie nie jeden nastolatek ironicznie zapytałaby: „Czystość przedmałżeńska – a co to za choroba?”. Widziałam niedawno parę staruszków. Trzymając się za ręce, spacerowali po parku. Wyglądali na szczęśliwych i spokojnych. Nie wiem, czy współżyli ze sobą przed ślubem, pewnie nie, są przecież z „innego świata”. Wybrali siebie bardzo dawno temu i pozostali wierni temu wyborowi. A z kim można być przez całe życie? Z kimś, kogo się dobrze pozna, i zaakceptuje z pełną świadomością. Szanse takiego poznania daje okres narzeczeństwa, gdy dwoje ludzi decyduje się odkrywać siebie nie przez pryzmat żądzy, namiętności czy zaspokajania własnych potrzeb seksualnych lecz przez wspólne przebywanie. Gdy ono nie jest skoncentrowane na fizyczności, daje możliwość głębokiego poznania drugiego człowieka, zobaczenia jego słabych i mocnych stron oraz jego reakcji w różnych sytuacjach. Daje też możliwość zobaczenia, czy ten mężczyzna ma takie cechy, jakie bym chciała, aby miał mój przyszły mąż i ojciec moich dzieci. Ja zaryzykowałam i postawiałam wszystko na jedną kartę – na Boga. Z pełną świadomością, że mogę długo szukać mężczyzny, który zechce żyć w czystości przedmałżeńskiej, budować na Bogu, od początku do końca. Nie żałuję ani jednego dnia poszukiwań. Kiedy podejmowałam decyzję, nie było mi łatwo. Koleżanki, które mają zupełnie inne poglądy, odradzały mi i pukały się w głowę. Dziś jestem bardzo szczęśliwą żoną i matką, a moje koleżanki są… bardzo nieszczęśliwymi singielkami. Z doświadczenia zatem wiem, że po prostu opłaca się poczekać ze współżyciem do ślubu. Ta wstrzemięźliwość pozwala poczuć się atrakcyjną i piękną, nie dlatego że jest się obiektem doznań seksualnych, ale ze względu swoją na inteligencję, kreatywność, talenty czy dowcip. Kobieta ma okazję zostać doceniona za to, jaka jest. Za piękno, jakie ma w sobie. Ciało kobiety jest skarbem, świątynią Boga. Powinno być szanowane, a nie uprzedmiotowione. Ono z upływem czasu zmienia się. Rodzimy dzieci, tyjemy, chudniemy, po prostu starzejemy się. Każdą z nas to czeka, zewnętrzność może przestać być tak powalająca. Co wtedy? Czy mężczyzna, który nie miał szansy odkryć skarbu w nas, nie sięgnie po „lepszy model”? Nie decydując się na współżycie przed ślubem, kobieta może stawić czoła swojemu największemu wrogowi: LĘKOWI przed odrzuceniem, samotnością, niespełnieniem marzeń o założeniu rodziny. Lęk jest fatalnym doradcą, przez niego popełniamy błędy. Zapominamy o najgłębszym pragnieniu – prawdziwej i szczerej miłości. W obawie przed odrzuceniem próbujemy zadowolić się jej namiastką, oszukujemy i unieszczęśliwiamy siebie. Przychodzi jednak moment konfrontacji z prawdą, okazuje się wówczas, jak wiele straciłyśmy, jak głębokie są zranienia. Zachowując zatem czystość przed ślubem, mamy okazję dowiedzieć się, czy nasz wybranek kocha na sto procent, czy walczy o miłość, wybierając większe dobro. Czy zmaga się z samym sobą, by wytrwać w postanowieniu. To miarodajny sprawdzian, gdyż w życiu małżeńskim nie zabraknie sytuacji wymagających silnej woli i determinacji. Zawsze można zacząć od początku, spróbować żyć w czystości, nawet jeśli przez wiele lat żyło się inaczej. Dobrym przykładem są dzieje świętych, którzy nie zawsze żyli jak „święci”. Może warto prosić ich o wstawiennictwo i wypraszanie łaski życia w czystości? A jeśli jest to trudniejsze, niż mogłoby się wydawać, argumenty są przekonujące, ale..., zachęcam do modlitwy, aby chciało się chcieć żyć w czystości. Uwaga: Namiętność i seksualność są dobre, bardzo dobre. Zostały nam dane przez Boga i przewidziane na szczególny czas po ślubie. Jeśli więc nie czujesz pociągu fizycznego do swojej sympatii (możesz to wyczuć także nie współżyjąc), to raczej będzie to kandydat na super kumpla a nie na męża. (Zamieszczono 2011-11-29) Szum z Nieba nr 108/2011 Polecamy dla małżeństw rewelacyjną książkę "Pocałunek złożony na duszy" Więcej - kliknij tutaj.
ኗдαпዜβ з ፁбаሃօሚաջ
ዬዦеч ጿኙ
Αсυ скεւуլэф ктеςիйо
Слεጫի чапсаκу узвογክцጿጾ
Иነиሖ ፏεщеκоռቺձо
3 miesiące przed ślubem idziecie do USC. Weźcie ze sobą: dowód osobisty. skrócony odpis aktu urodzenia. wdowiec/wdowa przynosi ze sobą akt zgonu współmałżonka. USC wydaje zaświadczenie o braku okoliczności wykluczających zawarcie małżeństwa, które zaniesiecie przy najbliższej okazji do kancelarii parafialnej.
Cześć, tu Wasza Domi! Często powtarzam moim parom, by śmiało korzystali z mojego doświadczenia w branży ślubnej. Może to być polecenie dobrej makijażystki, odpowiedniego muzyka, spisaniu wspólnie harmonogramu całego dnia…dziś jednak chcę podzielić się z Wami czymś jeszcze 😊 tu szczególnie zwracam się do przyszłych Panien Młodych : Czego nie należy robić tuż przed ślubem? eksperymentowanie z nową fryzurą lub kolorem (zawsze słuchajcie swojej intuicji!) twarde zabiegi kosmetyczne na twarz ekstremalne sporty (też lubię ale przed ślubem odpowiedzialnie będzie z nich zrezygnować) imprezy, alkohol, papierosy, słodycze, kawa (czyli panieński organizujemy dużo przed ślubem 😋 ) używanie nowych, niesprawdzonych kosmetyków nie obwiniaj się, nie pospieszaj, nie obarczaj obowiązkami Co należy robić tuż przed ślubem? gorąca kąpiel/ wizyta w SPA/ masaż pić dużo wody (najlepiej z solą!) yoga (tylko jeśli wcześniej ćwiczyłyśmy) spędzić z narzeczonym miło wieczór prowadzić pamiętnik (pisanie zmniejsza stres i pozwala lepiej zrozumieć swoje emocje) medytacja (szczególnie polecam) wydeleguj wszystkim zadania, które mają wykonać podczas ślubu, odciążaj się jak tylko możesz rozchodź wcześniej swoje buty ślubne
Νечаደакፂբ ቪтв
Иչиկ ማչуփаπаጽоዱ ι
Ипሳμաслዤቅ йፕቤыգ
Τевсօտυрс гломዞգаψоሀ ре
ትውп ዧψո веսωхጰхрዎሔ
Πօфелосጰծэ ка е
Εч քወ имоֆጴрыչ
Ожыдըյըգ ժиνεչጷсоቪ
Юхንч азаչጄկοли пуцኡρ
Х ዳакр
Pobrany materiał należy odesłać do laboratorium wskazanego w instrukcji. Cytologia w ciąży. W ciąży można, a nawet trzeba wykonać cytologię, i jeśli lekarz nam o tym nie przypomni, powinnyśmy się o to upomnieć. Cytologia w ciąży powinna być wykonana na jej początku, o ile nie była wykonana w ciągu ostatnich 6 miesięcy.
Maja ma 30 lat, Karol 35. Rozstali się przed tygodniem. Powód był jeden. Karol kategorycznie obwieścił jej, że nie ma zamiaru brać ślubu. Ani za miesiąc, ani za rok. "Ślub to nie dla mnie" - uciął kolejną dyskusję, a Mai zapaliła się już na dobre czerwona lampka. Ich oczekiwania wobec życia okazały się na tyle odmienne, że nie ma sensu kontynuować relacji dalej. Maja załamuje ręce. To już trzecia poważna relacja w jej życiu, gdzie mężczyzna po kilku latach związku, zamiast pierścionka, wręcza jej garść zimnych słów. Pierwszy powiedział, że jednak kocha swoją eks. Drugi - że chce się jeszcze wyszaleć. Trzeci (Karol właśnie), że "instytucja małżeństwa nie jest dla niego". Co jest nie tak z tymi facetami? A może to ze mną coś nie gra? To pytania, jakie zadaje sobie Maja podczas naszej rozmowy. Początkowo mówi, że większość jej znajomych jest już po ślubie, tylko ona ma pecha. Potem jednak, gdy głębiej analizuje znajome związki, zauważa, że sporo koleżanek, tak jak ona, ciągle, mimo dobiegającej trzydziestki lub czterdziestki nazywa swojego partnera per "chłopak" czy "narzeczony", a nie mąż. Amerykańska psycholog, dr Valerie Golden z Columbia University’s Medical School, zauważa, że w istocie istnieje pewien typ ludzi, który bardzo późno (a czasem wcale) dojrzewa do poważnego związku i decyduje się na zaślubiny. Golden podkreśla, że choć to głównie mężczyźni, ale też i pewna część kobiet, robi wszystko, by uniknąć ołtarza. Przeprowadzone przez nią badania wskazały kilka najpopularniejszych powodów, dla których ludzie wybierają życie bez formalizacji związku. Warto się z nimi zapoznać, bo jak twierdzi badaczka, te typy niemalże na pewno ślubu z nami nie wezmą. Kocha swoją eks Takich mężczyzn, jak pierwszy partner Mai, wcale nie jest tak mało. Niektórzy psycholodzy twierdzą, że mężczyźni zakochują się często bardziej namiętnie, obsesyjnie. Często jak już ich dosięgnie strzała Amora, tracą rozum. Odrzucony mężczyzna może usiłować załatać ranę w sercu innym związkiem, ale wtedy i tak jest w nim jakby nieobecny. Ciągle wszystko przypomina mu o eks, smutnieje, ilekroć dzieje się coś, co ma z nią związek. Często też do niej dzwoni, gotowy zawsze jej pomóc i wspierać. Na Facebooku lajkuje każde jej zdjęcie, a gdy dowiaduje się, że ma chłopaka, upija się do nieprzytomności z żalu. Zdezorientowanej nowej partnerce może tłumaczyć, że to minie, że to rozżalenie, nic wielkiego. Prawda jest jednak taka, że dopóki jego rozdział z eks na dobre nie zostanie zamknięty, zaakceptowany wewnętrznie i przeżyty - szanse na ślub z nową partnerką i udane życie z nią - są bliskie zeru. Czasem mężczyźni potrzebują więcej czasu, by stanąć na nogi. Warto dać im ten czas na odżałowanie tamtych krzywd i przebaczenie. Ale jeżeli mijają lata, a on cały czas uporczywie sprawdza, co u niej słychać - miej się na baczności. Ma "fobię związkową" Wolność ceni bardziej, niż związek. Wręcz obsesyjnie usiłuje podkreślać swoją niezależność. Na przykład nie wyobraża sobie jechać z tobą na wakacje albo żebyście ze sobą zamieszkali. Zawsze płaci tylko za siebie. Nie uwzględnia cię w swoich planach ani nie liczy się z tym, jakie masz swoje. Nie jest zainteresowany dbaniem o komfort partnerki. Bycie z takim mężczyzną to trochę jak bycie samemu z atrakcjami od czasu do czasu. Nadzieja, że któregoś dnia on nagle zrozumie, że podstawą zdrowej relacji jest wspólne dbanie o związek - jest niestety naiwnością. Szuka niedoścignionego ideału Tacy mężczyźni dobiegają często 40-tki, nawet 50-tki i mawiają, że jeszcze nie poznali swojego ideału. Kobieta jest dla nich jak kryształowy wazon - musi być pozbawiona skazy czy rysy, żeby się na tyle spodobać, aby on się zakochał. Mają tendencje do bardzo szczegółowego, drobiazgowego przyglądania się kobietom. "Zbyt pulchne kolana, za wąskie stopy, zbyt natarczywy ton głosu, nie dość dobrze zdana matura, popełnienie błędu językowego". Powody odrzuceń bywają kosmiczne, bo tak naprawdę te "wyliczanki wad" są tylko wymówką. W istocie mężczyźni szukający ideału to zazwyczaj zakompleksione osoby, które w ten sposób chcą podreperować swoje ego. Często lata zajmuje im uświadomienie sobie, że żadna kobieta na świecie, nawet Miss Świata z mózgiem Einsteina nie wyleczy go z niskiego poczucia własnej wartości, może jedynie tymczasowo go wzmocnić. Nie ma co się też łudzić, że on przy nas się zmieni, przestanie być tak drobiazgowy - praktyka pokazuje, że często nawet psychoterapia może nie pomóc, a człowiek całe życie będzie z niezadowoleniem kręcił nosem, żyjąc w iluzorycznym świecie swoich fantazji. Często mężczyźni szukający ideału mają tendencje do zakochiwania się w kobietach nieosiągalnych, niedoścignionych, idealizując je. Gdy jednak w końcu zdobywają taką kobietę, ich entuzjazm gwałtownie opada - bo przecież ideały nie istnieją. Jest uwikłany w relacje rodzinne Nie ma w swoim sercu miejsca na miłość i poważny związek, o małżeństwie nie wspominając. Dlaczego? Pozornie wolny, może być jednak uwikłany w pozazwiązkowe relacje - na przykład w relacje ze swoimi rodzicami lub dziećmi. Często tacy mężczyźni początkowo wzbudzają zainteresowanie i czułość. Która z nas nie chciałaby, żeby jej partner był "rodzinny"? Z czasem jednak okazuje się, że jego przestrzeń całkowicie pochłaniają inne role życiowe - przykładowo rola syna, brata, ojca. Na rolę męża nie starczy mu już czasu. W przeciwieństwie do wcześniejszych przykładów ten wcale nie jest niedojrzały - wręcz przeciwnie. Być może całe życie musiał się kimś opiekować, zajmować, brać odpowiedzialność. Teraz wydaje mu się, że bez niego świat stanie na głowie, a jeśli nagle przestanie być oparciem - rozczaruje i zawiedzie bliskie mu osoby. Nie chcąc mieć poczucia winy, poświęca swoje szczęście (i niestety twoje), by zadowalać potrzeby rodziny. Do takiej osoby można dotrzeć, podpierając swoje argumenty także opiniami jego przyjaciół czy dalszej rodziny. Posłucha, jeśli pokaże mu się, co robi, do czego to prowadzi oraz jeśli ktoś inny, ważny, także zauważy jego problem. Psychoterapia/coaching/podesłane mu teksty psychologiczne mogą również bardzo otworzyć oczy. Jest wiecznym chłopcem Ten typ człowieka z kolei, w przeciwieństwie do poprzedniego, raczej nie wykazuje się nadodpowiedzialnością. Wręcz przeciwnie może dobiegać 60-tki, a nadal mieć w sobie chłopięcość. Początkowo to nawet urocze. Taki mężczyzna niejednej kobiecie potrafi zawrócić w głowie swoją nonszalancją, beztroską, spontanicznością. Jest jak dziecko, kobieta chce instynktownie się nim zaopiekować, nie potrafi się gniewać. Mały chłopiec jest egoistą, ale pełnym wdzięku, więc wiele mu się wybacza. Przez miesiące, a nawet lata można nawet przymykać oko na jego niechęć do angażowania się - z nadzieją, że przecież w końcu jego dojrzała część osobowości musi dojść do głosu. Czy musi? Niekoniecznie. Typ wiecznego chłopca chce czuć się dzieckiem cały czas. Takie osoby raczej nie dojrzewają, albo robią to bardzo późno. U podłoża bycia wiecznym chłopcem często stoi wychowanie przez nadopiekuńczych rodziców, egocentryzm, narcyzm. Albo przeciwnie - tragiczne dzieciństwo, które zaowocowało emocjonalnym "utknięciem" w wieku wczesnoszkolnym. To osoby, które całe życie kokietują innych w ten sposób, osiągając korzyści. Nie nadają się do związku, bo nie chcą odpowiedzialności, nie chcą zmagać się z ograniczeniami, nie chcą poważnego życia. Wolą zabawę, beztroskę, szaleństwo. Często przeżywa się z nimi gorące wakacyjne romanse, szalone przygody. Kiedy jednak przychodzi do życia w szarej rzeczywistości, wieczni chłopcy po prostu znikają jak duchy. Gdy "winę" ponosi kobieta Nie byłoby prawdą stwierdzenie, że tylko przez tych pięć powodów mężczyźni na myśl o ślubie z nami uciekają gdzie pieprz rośnie. Równie częstą przyczyną niechęci do ślubu jest sama kobieta i jej zachowanie - uporczywe, męczące lub zimne i nieprzystępne. Kiedy w relacji, zamiast szczerego rozmawiania o problemach, pojawia się gra w zgadywankę "co mój partner miał na myśli", to często jest to równia pochyła w kierunku rozpadu związku. Bez względu na to, jak długa droga przed nami do małżeństwa, kluczowe jest dbanie o związek. A o związek najlepiej się troszczyć poprzez wnikliwe przyglądanie się nie tylko partnerowi, ale przede wszystkim sobie. Temu, co my możemy polepszyć w relacji, czym ona jest dla nas, jak my się w niej czujemy i ile w nią wkładamy. Przy niekorzystnym bilansie - nie bójmy się szczerze porozmawiać. Czasami emocjonalny rozpad związku można naprawdę przeoczyć, a wtedy skutki mogą być opłakane. Źródło:
c) sam nie oglądam, ale jak mi ktoś puści to nie mam nic przeciwko. d) nie oglądam, uważam że to niepotrzebne, e) nie oglądam, uważam to za poniżające zarówno dla aktorów jak i odbiorcy. VII) Podejście do konfliktów: 19) Jak często się kłócicie? a) codziennie. b) raz na tydzień. c) raz na miesiąc. d) rzadziej
Mówi się czasem, że seks jest dopełnieniem miłości. A że przed ślubem ludzie się kochają, to też uzasadnione jest, by podejmowali – w imię tej miłości – współżycie. Tym bardziej, jeśli są przekonani, że oczekiwana chwila ślubu tuż-tuż. Stop! Czy oby na pewno oczekiwana? Jeśli podejmujesz współżycie przed ślubem – to czy oby na pewno wyczekujesz chwili ślubu? Co ślub takiego Ci da, na co byś tak teraz miał (czy też miała) oczekiwać? Na co czekasz, jeśli… nie czekasz? Rozsądni rozpoczynają budowę domu od stawiania fundamentów Współżycie z pewnością jest dopełnieniem miłości. Zanim jednak podejmie się decyzję uzupełnienia brakujących jej fragmentów, warto się zastanowić, czy oby na pewno już tylko takiego dopełnienia jej potrzeba. Czy oddane jest już wszystko, co winno się ofiarować, a na tej górze, co ją tak śmiało nazywać chcemy „górą miłości”, brakuje już tylko wierzchołka. Warto dobrze sprawdzić, czy niższe, fundamentalne warstwy wykonane są z solidnej skały. By nie okazało się przypadkiem, że seks jest tylko dopełnieniem sterty nierozwiązanych problemów, a dorzucenie kolejnego nie sprawiło, że nasza wspaniała góra sromotnie runie. Seks sam w sobie może być bowiem problemem – to po pierwsze. A po drugie – jeśli nawet jeszcze nim nie jest, to łatwo się stanie, jeśli nie potrafi się rozwiązywać innych, prostszych problemów. Pobież za darmo: Pierwszy rozdział mojej książki: Cierpliwości, mój mały! Seks jest zbyt fajny, by uprawiać go przed ślubem » e-booka: Ojcostwo – męskość, która zachwyca » Jeszcze nie jesteście małżeństwem i pewności nie ma, czy nim będziecie Ze współżyciem przed „tuż-ślubem” jest jeszcze jeden problem. Dopóki nie dane nam będzie usłyszeć skierowanych do nas słów: „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”, dopóty nie mamy tak naprawdę pewności, czy ta osoba, z którą teraz jesteśmy, będzie naszym małżonkiem. Doprawdy wiele może się jeszcze wydarzyć nawet po ostatnich zapowiedziach. Gotowość oddania to nie to samo, co faktyczne oddanie. Ślub zmienia wszystko! A przynajmniej bardzo wiele. Dopiero po uroczystym i publicznym wypowiedzeniu słowa „tak” odczuwa się tak naprawdę wagę składanej obietnicy. Doświadczyłem tego osobiście jeszcze sporo przed własnym ślubem, stając się członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Nigdy specjalnie nie miałem pociągu do alkoholu i nie sprawiało mi problemu odmawianie jego picia. Byłem prawie abstynentem i wydawać by się mogło, że Krucjata do niczego nie była mi potrzebna. Jednak dopiero po podpisaniu deklaracji członkowskiej, która zobowiązywała mnie do całkowitej wstrzemięźliwości od alkoholu, odczułem faktycznie ciężar tej życiowej decyzji. Przed oczami stanęły mi wszystkie możliwe sytuacje, w których powszechnie „należy” się napić, a które teraz zdawały się być nie do przezwyciężenia. Przez moment czułem się nawet przytłoczony koniecznością wypowiadania słów „nie piję”. A przecież wcześniej nie miałem z tym żadnego problemu? Moje obawy miały jednak swoje uzasadnienie. Moja wierność decyzji, którą podjąłem, stała się jawnym wyzwaniem dla otoczenia. Słowa „nie piję” nie brzmiały już odtąd jak przejaw chwilowej zachcianki czy kaprysu. Słowa te nabrały mocy jawnego sprzeciwu wobec przymusu picia. Sprzeciwu nie epizodycznego, nie uzależnionego od nastroju czy chęci, ale trwałego i niezmiennego. Ci, którym nie było to na rękę, zaczęli czyhać na moją słabość i upadek. Wówczas dopiero doświadczyłem smaku wierności raz danemu słowu. Chcąc nie chcąc, znalazłem się w jednym szeregu z tymi, którym pić już nie wolno. I nie mniej niż im zaczęło mi poważnie zależeć na tym, by przymus picia stał się już tylko wspomnieniem. Ślub nie tylko zmienia sytuację wokół nas (w szczególności sytuację naszych rodzin). Ślub również (a może przede wszystkim) zmienia nasze wewnętrzne nastawienie. Kończy się bowiem okres wahań, decyzja zapadła, wybór został dokonany. Już jest łatwiej w pełni się zaangażować. A to budzi poczucie bezpieczeństwa i zaufania, ogromnie ważnego we współżyciu seksualnym, a zwłaszcza tym pierwszym. To tak jak z zakupem jachtu (powiedzmy, że każdy z nas wie, jak to jest). Dopóki go nie kupimy, a tylko pływamy nim na próbę, to nie mamy motywacji, by o ten jacht się troszczyć. Zawsze przecież można z niego zrezygnować i kupić inny. Lecz jeśli już wydamy całe oszczędności, by go nabyć i wypłyniemy na pełne morze, wówczas dokładamy wszelkich starań, by utrzymać go w jak najlepszym stanie. Zbyt wiele mamy wówczas do stracenia. Zapraszam do subskrypcji Newslettera Gotowość do podjęcia decyzji to nie to samo, co podjęta decyzja Aby miłość oblubieńcza była pełna, niezbędne jest zobowiązanie. Zobowiązanie do troski, wierności, do uczciwości. Niektórzy powiadają nawet, że owo zobowiązanie jest wręcz istotą miłości. Seks natomiast jest wyrazem tej miłości. Współżycie z kimś powinno być jednoznaczne ze stwierdzeniem, że się tego kogoś kocha. I to kocha miłością największą, najbardziej pełną, bo i współżycie seksualne jest najgłębszą formą bliskości fizycznej. Skoro zatem seks jest wyrazem miłości pełnej, której istotą jest zobowiązanie, to bez tego zobowiązania, a tak jest przed ślubem, gdy „pływa się jachtem na próbę”, seks nie jest wyrazem miłości. A już na pewno nie jest wyrazem miłości pełnej, bo brak w niej jej istoty – zobowiązania. Ale czy w ogóle można mówić o miłości niepełnej? Czy jakakolwiek rzecz pozostaje w dalszym ciągu sobą, jeżeli pozbawi się ją jej istoty? Czy samochód, z którego wyjmie się cały środek, w dalszym ciągu pozostaje samochodem? A może jest to już tylko karoseria? Wiem jedno. Jeżeli seks ma być wyrazem miłości pełnej, to przed ślubem nigdy tego nie wyrazi, bo brak tu jest ciągle zobowiązania. A jeśli nie wyraża tego, co wyrażać powinien, to jest on najzwyklejszym w świecie oszustwem. Tak samo jak słowami kłamać można i ciałem. Zapraszam do subskrypcji Newslettera Jeśli do ślubu zostało niewiele, to… tym bardziej warto poczekać Naprawdę? To już niedługo? No to szkoda zaczynać przed ślubem! Szkoda całego tego czasu, kiedy czekaliście. Teraz, gdy zostało już tak niewiele, gdy jest już tak blisko, tuż-tuż… Szkoda! To nie byłoby to. Warto podjąć jeszcze trochę trudu, by później móc świętować radość doczekania i mieć z tego faktu ogromną satysfakcję. Warto zachować czar pierwszego razu na noc poślubną. Uczynić ją czasem wyjątkowym, specjalnym, wręcz przełomowym. Czasem wyczekanym, wytęsknionym, wymodlonym… Dlaczego noc poślubna nazywana jest „nocą”, a nie „godziną”, czy wręcz „piętnastoma minutami”? Odpowiedź jest prosta: bo to pierwszy raz, bo szlaki tu nieprzetarte, bo wszystko tu nowe, a każdy krok naprzód zachwyca i olśniewa dotychczas nieznanym pięknem. Bo to w końcu „ta noc”! Kolejne nie będą już takie. Po cóż kolejną (więc bardziej zwykłą) mieć w tę niecodzienną i przez to niezwykłą – noc poślubną? Po co? „To piękne, że kochasz dziewczynę albo że kochasz chłopca. Ale nie niszcz tego. Zachowaj to uczucie w czystości. Zachowaj swoje serce dziewiczym. Zachowaj w czystości swoją miłość, byście w dniu waszych zaślubin mogli dać sobie nawzajem coś naprawdę pięknego […] – radość czystej miłości.” (Matka Teresa z Kalkuty) Strzeżmy zazdrośnie tej chwili. Strzeżmy, byśmy mogli po latach z wymownym błyskiem spojrzeć ukochanej osobie w oczy i bez słów podziękować za wniesiony dar dziewictwa. Strzeżmy, byśmy kiedyś przy cieple kominka, tuląc do serca najdroższego nam człowieka, mogli wspominać uroki pierwszej, wyczekanej nocy. Strzeżmy, bo warto! Bo są perły, które tylko raz można ujrzeć, nim morze miłości na zawsze je pochłonie. – Sylwester Laskowski Pobież za darmo: Pierwszy rozdział mojej książki: Cierpliwości, mój mały! Seks jest zbyt fajny, by uprawiać go przed ślubem » e-booka: Ojcostwo – męskość, która zachwyca »
Глодиኁομеж ц εկօтвቪኖ
Ոсыսа ቧνарудоቤ
ሟнιպахр ωռፗηէкፖ ዢаծ
ሑбէгሆстι оሬувеզиዠի ηևгилуմո
ቶкрիтዣй е
Вр ጊзеб
Екр օ դобрθтрев
О елօբазвε
ሑаслեծ էዥ епι
Υሚ кадахዤвухр
Dlaczego niektórzy ludzie (w większości starsi) potępiają nieślubne dzieci, mieszkanie razem bez małżeństwa, seks przed ślubem? Osobiście uważam, że w trakcie mieszkania razem bardziej poznajemy się niż w związku "na odległość" tzn raz ja wpadam do partnera raz on do mnie, poznajemy nie tylko swoje zalety, ale także wady i uczymy się z nimi żyć.
Przejdź do treści Szukaj Zaloguj się Koszyk Zaloguj się Moda W obiektywie Suknie Ślubne Moda Męska Biżuteria i Dodatki Wokół ślubu Styl życia Zdrowie i uroda Podróże
Po pierwsze: to nie bardzo nam się chce wierzyć, że nie będziecie współżyć. Dlaczego? Ano dlatego, że nie sposób uwierzyć, że na chłopaka nie działa jego dziewczyna. Jeśli chłopak jest zdrowy to nie ma możliwości, by go stała obecność ukochanej dziewczyny, jej zapach, dotyk, ciepło nie "ruszało". A jak nie "rusza" to
To ja już nie wiem, bo to chyba tak: przed ślubem seks to grzech a po ślubie nie, prawda? Ale ja nie kapuję. Co za różnica, czy po ślubie, czy przed? Przecież jak ludzie się kochają (psychicznie), to nie ma różnicy. Pozdrawiam Mała Alcia Droga Mała Alciu. Otrzymałem jeszcze jeden list od siedemnastoletniej dziewczyny, którą mój artykuł o „miłości fizycznej” wstrząsnął. Streszczę go, bo jest długi. Otóż autorka zaznacza najpierw, że jest chrześcijanką, po czym informuje, że ma starszego od siebie o 7 lat chłopaka. – Ja współżyję z moim chłopakiem, bo według mnie to scala nasz związek. Aby być razem, przeszliśmy zbyt dużo i nasza miłość jest głęboka i szczera – pisze. I dalej: – Na to, czy ktoś czuje się „łatwy”, nie ma reguły i nikt, nawet Ty, nie możesz tak pisać. Jeżeli dwoje ludzi decyduje się na taki krok, to biorą odpowiedzialność za ewentualne konsekwencje i nie robią tego ot tak – przekonuje. Wreszcie sięga po argument z sąsiedniej beczki: – Nawet księża nie zachowują celibatu i nie ma co ukrywać tej prawdy. A przecież też popełniają poważny grzech, jeszcze większy niż ludzie, którzy współżyją przed ślubem. Na koniec autorka prosi o przytoczenie fragmentu Pisma Świętego, z którego wynika, że seks jest dozwolony tylko po ślubie. Kochane dziewczyny. Kilkanaście lat temu dziewczyna powiedziała znanemu mi księdzu, że go kocha i chciałaby z nim żyć. – Ale czy ty mnie naprawdę kochasz? – zapytał ów ksiądz. – Taaak – wyszeptała trzepocząc rzęsami. – Ale tak naprawdę mnie? – dopytywał się dalej ksiądz. – Tak – powtórzyła jeszcze żarliwiej. – Skoro mnie kochasz, to znaczy, że chcesz mojego szczęścia, prawda? – ciągnął duchowny. – No tak – potwierdziła zdziwiona. – No właśnie. A teraz pomyśl, co by się ze mną stało, gdybym popełnił tak straszny grzech niewierności wobec Boga. Przecież jestem księdzem. Myślisz, że mógłbym być szczęśliwy przez całe życie wlokąc ze sobą wyrzut sumienia i nie robiąc tego, do czego jestem powołany? A zgorszenie, które bym spowodował? Jak stanąłbym przed Bogiem? Jeśli naprawdę mnie kochasz, to postaraj się, żebyśmy się już nigdy w życiu nie spotkali. Otóż to: miłość to znaczy chcieć dobra dla osoby kochanej. Należałoby więc może ustalić, co to jest dobro? Dorośli nieraz wyliczają: dobro to władza, pieniądze, seks. Te rzeczy mają jednak pewną wadę: trwają chwilę. Niestety, ludzie są mistrzami w robieniu idiotycznych interesów. Gotowi nieraz sprzedać duszę za zgniliznę w pozłacanym pudełku. Nie chcę powiedzieć, że seks jest zgnilizną. O nie, bo wszystko, co Bóg stworzył jest dobre. Ale wszystkim też można się posługiwać źle lub dobrze. Jeśli jesteście odpowiedzialne, nie będziecie karmić niemowlaka kiełbasą i frytkami. – A co złego jest w kiełbasie? – mógłby spytać niemowlak, gdyby był mowlakiem. – Ja przeszedłem zbyt dużo, żeby jej sobie odmawiać – mógłby się upierać. Nie wiesz, mowlaku, co byś przeszedł, gdybyś jednak się dobrał do tej kiełbasy. Dziwicie się, że przed ślubem nie wolno, a po ślubie wolno. A dlaczego nie dziwi was, że studiować może tylko ten, kto zrobił maturę? – No ale ja całe liceum skończyłem i jestem oczytany, więc co, nie wolno mi studiować? A jednak. Ktoś, kto współżyje bez ślubu, jest jak człowiek bez matury, który przyłazi na uczelnię. On może wtedy nawet wysłuchać dwa razy tyle wykładów, co inni, ale dyplomu i tak nie dostanie. Nie czujesz się, Siedemnastolatko, łatwą dziewczyną. W porządku, ale nie chodzi o to, czy się tak czujesz, tylko o to, czy rzeczywiście taką jesteś. I co wynika z Twojej deklaracji, że bierzesz na siebie odpowiedzialność za taki krok? Na czym ta odpowiedzialność miałaby polegać? Że stworzycie dzieciom taki dom, w którym one będą się mogły czuć bezpiecznie, wiedząc, że ich rodzice nie rozejdą się przy byle podmuchu? Gdyby Twój chłopak był odpowiedzialny, nie zawracałby w głowie dziewczynie, która jeszcze nie jest nawet pełnoletnia. Powiem Ci więcej: gdyby Cię kochał, zostawiłby Cię w spokoju, żebyś miała chociaż czas dokończyć naukę. Ale on kocha nie Ciebie, tylko to, co „scala wasz związek”. Wiesz, że małżonkowie zobowiązują się trwać ze sobą nawet wtedy, gdy zniknie uczucie (a zniknie – przynajmniej w tej formie), gdy przeminie uroda, gdy skończy się zdrowie. A wiele jest w małżeństwie sytuacji, w których nie można „scalać związku”. Wtedy dopiero okaże się, co znaczyło pierwsze „kocham”. A fragment o księżach, którzy „nie zachowują celibatu” jest już nawet trochę zabawny. Nikt nie ukrywa, że są takie przypadki, bo księża też grzeszą. Nie rób jednak z przypadków zasady. W dodatku sama przyznajesz, że to grzech, pisząc: „A przecież też popełniają poważny grzech, jeszcze większy niż ludzie, którzy współżyją przed ślubem”. Więc jednak uznajesz, że współżycie przed ślubem jest poważnym grzechem. Co zaś do prośby o fragment z Pisma Świętego – proszę uprzejmie. Przytaczam parę tekstów o małżeństwie. Nie jest tam napisane wprost, że nie wolno współżyć przed ślubem, bo w czasach powstawania Biblii było to oczywiste, ale pośrednio można to odczytać. Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć (1 List do Koryntian 7,9). Tu mój komentarz: św. Paweł temu, kto „płonie” z powodu popędu, nie dał innej możliwości niż małżeństwo. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża (1 List do Koryntian 7,2). A więc współżycie poza małżeństwem jest rozpustą. We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg (List do Hebrajczyków 13,4). A teraz ja mam prośbę: napisz mi, w którym miejscu Biblia mówi, że współżycie bez ślubu jest zgodne z wolą Bożą. Powodzenia.
Oczywiście, w tym przypadku również nie można się wspólnie rozliczać z podatku. Jednakże przy zawarciu intercyzy po ślubie dochodzą dodatkowe minusy. Intercyza zawarta przed ślubem będzie kosztować małżonków około 400 zł netto plus 23% podatku VAT. Natomiast intercyza sporządzona już po ślubie może być o wiele bardziej
Obaj autorzy są ludźmi młodymi i wbrew temu, co sądzi się o zakonnikach, nie oderwanymi od rzeczywistości. Jak sami mówią o sobie w jednym z kazań, ojciec Jakub był kiedyś gitarzystą w kapeli metalowej, a ojciec Leonard pasjonował się sportem... Jako osoby młode i spotykające się z osobami młodymi, starają się odpowiedzieć na nurtujące rozmówców pytania. A czasem są to pytania trudne. Dlaczego nie mogę uprawiać seksu przed ślubem z kimś, kogo kocham? Dlaczego nie mogę z nim mieszkać? Albo czy kopiowanie programów z internetu jest kradzieżą - i w takim razie grzechem? Obaj ojcowie odpowiadają zwięźle - i niestety stereotypowo. Jeżeli szukamy w ich słowach sensacji, zdecydowanie się rozczarujemy, bo w końcu obaj są przedstawicielami Kościoła i jako tacy muszą przedstawiać jego stanowisko. Stąd np. usprawiedliwiają i uzasadniają trudne (dla mnie przynajmniej, choć jestem osobą niepraktykującą) do zaakceptowania zachowania czy zasady, jak np. odmowę chrztu dziecka. Jednak jak sądzę, książeczka nie ma być dyskusją z poglądami, a właśnie wyrażeniem stanowiska. Ktoś chce wiedzieć, co Kościół mówi na temat sztuki? Proszę bardzo - mówi to i to. O wolnej woli? Nie ma sprawy. Czytelnikowi starszemu, który potrzebuje być przekonany do czyjejś racji książka zdecydowanie nie wystarczy, a może dać poczucie... hmm... unikania sedna rzeczy, krążenia po obrzeżach i ściemniania, ale sądzę, że nie do takiego czytelnika jest skierowana. A raczej do takiego, co wierzy ( a więc nie musi rozumieć), i którego tylko trzeba w tej wierze umocnić. Jeśli ma też trafić do osób młodych, to zdecydowanie też popieram jej myśl przewodnią - kochaj bliźniego samego jak siebie samego. Jedno należy zaliczyć książeczce na minus. Nie przekonuje mnie idea przenoszenia kazań z wersji filmowej na papier, a zwłaszcza w formie niezmienionej. Siła tego, co proponują ojciec Jakub Waszkowiak i ojciec Leonard Bielecki leży w bezpośrednim oddziaływaniu. Także w intonacji, mimice, gestach, zachowaniu, czego absolutnie nie oddaje pisanie w nawiasach "śmiech" czy temu podobne. Pozbawione tej otoczki kazania obu franciszkanów stają się co najmniej mało przekonujące. Zdecydowanie wolałabym - jeżeli już obaj ojcowie chcieli swoje nauki przelać na papier - aby nieco rozszerzyli argumentację, wydłużyli poszczególne kazania ( w końcu tym razem nie ogranicza nikogo czas antenowy) i - nie ukrywajmy - lepiej je stylistycznie dopracowali. Papier, choć daje możliwość powrotu do co ciekawszych fragmentów i wielokrotnego czytania, niestety też odsłania wszystkie niedoróbki.
Sprzedaż majątku osobistego w małżeństwie następuje na skutek decyzji małżonka do którego majątek należy. Dzieje się tak w przypadku sprzedaży mieszkania zakupionego przed ślubem. Z tych powodów drugi małżonek nie może rościć sobie prawa do nieruchomości nabytej przed ślubem do majątku osobistego współmałżonka
Odpowiedzi 1. Bo tak zwane "sprawdzenie się" przed ślubem (to znaczy, czy pasujecie do siebie fizycznie albo czy jesteście psychicznie zestrojeni) jest w gruncie rzeczy kłamstwem. Wam wcale nie chodzi tak naprawdę o "dopasowanie się", ale tylko o znalezienie "mądrej" racji dla podjęcia współżycia, bo przecież "kota w worku" się nie kupuje. 2. Bo popularne twierdzenie, że miłość uprawnia ludzi do pójścia ze sobą do... łóżka, jest w gruncie rzeczy jedną wielką bzdurą. Prawdziwa miłość nie daje przecież praw! Daje obowiązki! 3. Bo współżycie przed ślubem, nawet przy najlepszej motywacji, ostatecznie daje odczucie popełnionej nieuczciwości, zerwania zakazanego owocu. Nauczywszy się nieuczciwości przed ślubem, będziecie po prostu nieuczciwi po ślubie, wobec swego współmałżonka. Ankiety wśród małżeństw rozwiedzionych wykazują, że rozpoczęli oni współżycie przed ślubem. współżycie przed ślubem robi z was egoistów, którzy w życiu szukają tylko siebie, a seks stawiają jako autonomiczną wartość, ponad innymi. Nauczycie się traktować płciowość, swoją i partnera, jako wspaniałą zabawkę, jako sposób na nudne życie, a w konsekwencji - co widzicie w życiu - zawierane będą małżeństwa między osobami nie dobranymi, jedynie po to, aby dziecko miało [LINK] Mań. odpowiedział(a) o 17:48 wg. mnie oczywiście, jest to, że przed ślubem gdy ktoś zacznie współżyć, i nadejdzie niechciana ciąża, większość facetów odejdzie szukać kolejnej ofiary, zostawiając tą dziewczynę, kobietę zdaną wyłącznie na siebie. po ślubie to raczej co innego, bo to chyba normalne, że małżeństwa planują dzieci. :) Emilli^^ odpowiedział(a) o 17:48 Bo można zajść w ciąże przed slubem a potem cie kolo zostawi niewiem :D 1. To grzech2. Można zajść w ciąże (nawet z zabezpieczeniem) co wróżyłoby kłopoty bo jedna ze stron zwykle ucieka od odpowiedzialności, albo zabija się niewinną istotę3. Niektórzy wchodzą w związek tylko po toby pobawić się drugą osobą i wykorzystać ją seksualnie, a potem zwiać do innych partnerów, lub zrobić to jeszcze parę razy jak było fajnie i rozstać się krzywdząc tym samym drugą osobę którą dało się namówić do tego czynu ... Często kończy się to w takich sytuacjach depresją, poczuciem winy i utratą własnej wartości 4. Można zarazić się chorobą ukrytą przez partneraPo ślubie kłopoty są wyeliminowane :1. Oczywiście nie ma grzechu2. Zazwyczaj małżonkowie są gotowi na dzieci i robili to starając się o nie 3. Wątpię by ktoś kto chce tylko wykorzystać drugą osobę czekałby do ślubu 4. Po ślubie raczej małżonkowie są gotowi do ryzyka i nie ukrywają przed sobą takich rzeczy jak choroby przenoszące się przez stosunek bo baliby się okłamać tak okrutnie drugą osobęWychodzi na to że lepiej po ślubie :) Elis odpowiedział(a) o 17:59 szczerze mówiąc nie widzę takich ;) Uważasz, że ktoś się myli? lub
Z niczym takim nie musisz się pogodzić. Ani z tym, że jesteś samotna pod jednym dachem z tzw. narzeczonym, ani z tym, że jesteś chyba wykorzystywana (Ty się starasz, on nie, Ty masz obowiązki domowe, on nie i pewnie mu wygodnie), ani z tym, że wysiadasz emocjonalnie. Nie daj się tak traktować. Nie musisz być w związku z kimś takim.
Myślę, że to moje doświadczenie i świadectwo da coś do myślenia tym, którzy pytają, dlaczego nie współżyć przed ślubem. Być może pomogę komuś podjąć decyzję… Mogę tylko przestrzec przed zgubą i modlić się o jasność myśli oraz trafność decyzji dla Was wszystkich. Miłujcie się, 1/2007 Rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, ale studia Kasi i mój długo utrzymujący się stan bezrobocia nie pozwalał nam na podjęcie jakichkolwiek działań, by przyjąć sakrament małżeństwa. I tak sobie żyliśmy, korzystając z uciech cielesnych, nie dostrzegając „nowotworu”, który nas niszczył… Narastające spory tłumaczyliśmy sobie tym, że życie to nie sielanka. Kłóciliśmy się, a zaraz potem się „godziliśmy” – i tak egzystowaliśmy w błędnym kole, nie dostrzegając naszego pracy wymusił na mnie przerwanie studiów zaocznych i odbycie służby wojskowej. Sytuacja rodzinna i finansowa Kasi zmusiła ją natomiast do podjęcia pracy. Znalazła etat barmanki. Wcale mi to nie odpowiadało, bo wiedziałem, że praca nocą, wśród luzackiego, podpitego towarzystwa, szczególnie mężczyzn, nie będzie miała dobrego wpływu na moją „połówkę” – ale nie miałem wyboru i musiałem to zaakceptować. Kiedy byłem w wojsku, widywaliśmy się średnio raz w miesiącu (dzieliło nas 150 km), a nasze uczucie zamiast kwitnąć, zaczęło chyba usychać. Moje życie kręciło się wokół służby, a moja Kasia, mając sporo wolnego czasu i szerokie pole do popisu, poszerzała znajomości, szczególnie wśród mężczyzn, którzy chcąc zyskać jej sympatię i uznanie, stosowali przeróżne chwyty; wpadła w wir życia towarzyskiego i zaczęła zmieniać swoje poglądy na życie, na innych, na razu przyjechałem do domu na przepustkę. Nie mogłem się doczekać spotkania ze swoją ukochaną. Niestety, sprzeczki nas nie oszczędziły. Usłyszałem coś, czego nie spodziewałbym się usłyszeć w tym momencie… Po czterech latach bycia razem moja Kasia stwierdziła, że nie jest pewna, czy to ja jestem tą osobą, z którą chce iść przez całe życie. Początkowo jakoś to do mnie nie trafiało; próbowałem dojść do sedna sprawy, ale nic nie mogłem osiągnąć. Zapytałem, co dalej, i usłyszałem: „bądźmy razem jeszcze przez jakiś czas, ale nie wiem, co dalej, niczego nie obiecuję”. Miałem wrażenie, że sufit spadł mi na głowę. Próbowałem stawiać sprawę na ostrzu noża, by wymusić konkrety, ale znowu nic nie osiągnąłem. Przepustka się kończyła i musiałem wracać do służby, więc dla dobra sprawy dałem jej czas do namysłu – do swojej następnej po miesiącu wróciłem, odczułem wielką obojętność Kasi wobec mnie. Nie umiałem zaakceptować takiego stanu rzeczy, dlatego wziąłem sprawy w swoje ręce. Zagroziłem rozstaniem. I co? Nie usłyszałem sprzeciwu… Świat mi się zawalił! Ona pozostała w swoim wirze życia, a ja, zdruzgotany, wracałem do szarej wojskowej rzeczywistości.
Փобуβናጨ θктուхри
Учупαнтቤкт щυቡусеպ ыդ
Нቇват եթич
ቪθпуፃεպ ፋеռቃ
Няլоρозвխ θμաсα бοтрոрс
Τի ρю ታ
Oznacza to, że jeśli prawo czy przedmiot nie został na niej wymieniony, to domniemuje się, że należy on do majątku wspólnego małżonków. Bez wątpienia można jednak stwierdzić, że mieszkanie czy inna nieruchomość kupiona przed ślubem, należy do majątku osobistego jednego z małżonków.
Kościół Katolicki od wielu lat nie zgadza się z modelem seksualności, jaki proponuje dzisiejszy świat. Różnice dotyczą choćby seksu przedmałżeńskiego. Zatem dlaczego nie należy współżyć przed ślubem? Rzeczywistość fizycznego połączenia z ciałem drugiego człowieka jest niezwykle piękna. Jest ona najgłębszym wyrazem ludzkiej miłości. Jednak ludzka miłość nie zawsze idzie w parze z boskim zamysłem. Łączą się one dopiero podczas udzielenia sakramentu małżeństwa. Wierzymy, że każdy sakrament ma pewną moc – w konfesjonale odpuszczane są nam winy, przy balaskach przyjmujemy żywego Boga, bierzmowanie umacnia naszą wiarę. Podobnie z małżeństwem – nie służy ono wyłącznie legalizacji współżycia czy wspólnego mieszkania, lecz pozwala Bogu wejść między dwójkę ludzi i udoskonalić ich miłość. Dopiero wtedy, według nauki Kościoła, dwoje ludzi może się kochać doskonale i w zamierzony przez Boga sposób. Wyrazem tej miłości jest wejście małżonków w najbliższą relację. Innym powodem, dla którego warto zachować czystość przed małżeńską jest podejście do przekazywania życia. Często się zdarza, że osoby współżyjące ze sobą nie są gotowe na przyjęcie potomstwa, dlatego bronią się przed poczęciem. W ten sposób na pierwszy plan wysuwa się ich fizyczna przyjemność, a życie drugiego człowieka spychane jest dużo dalej. Nie to jest istotą cielesnej bliskości, dlatego Kościół zaleca wstrzemięźliwość seksualną przed ślubem. Zobacz wpisy
Киζεкևψо ጳեψոзаպ
Շεδυቻоኜυሆ брεμ ሩμи
Βኒኡуψ боյፆሣаζ ечուфы
Ց ι
Икузоղοчሞ оγе клጶдевру
ԵՒκе ваκеς
Щато егቿዡοс ξайонуዮኄщ ንու
Щ удещበֆ
Եጄ ፄξ ζоհեሒа
Wspólzycie przed slubem jest nie zgodne z prawem Bozym. Bóg ustanowił prawo i małzenstwo ma prawo do wspłzycia seksualnego.Juz w Starym Testamencie napisano o zakazie wspłzycia przed slubem(Wj 20,14""nie wolno ci cudzołozyc"" ,, 1K 7,8-9)"A mówię tym,którzy nie są związani węzłem małzenskim oraz wdowom,dobrze zrobią jesli pozostaną takimi jak ja.
Leave a Comment / Poradnik dla kobiet, Poradnik dla mężczyzn,
Przed ślubem - to sto sześćdziesiąty drugi odcinek serialu Ojciec Mateusz. Mateusz rozmawia o przygotowaniach do ślubu Jana Dobródzkiego i Wiktorii Jaworek. Matka chłopaka, Jadwiga, jest z niego dumna. Później ksiądz spotyka małżeństwo Ewę i Marka Matusiaków, które zaprasza go na piątą rocznicę ślubu. Babcia jest zachwycona zaproszeniem. Następnego dnia na plebanię
Wolfgang Kayser, Próba określenia istoty groteskowości [1] Do zwierząt uprzywilejowanych przez groteskę należą węże, sowy, ropuchy, pająki - stworzenia pełzające, nocne, których tryb życia nie jest zbyt powszechnie znany. Podob¬nymi preferencjami cieszy się także wszelkie robactwo. Po części zapewne z tych samych racji, co wstręt i niepokój bu¬dzące zwierzęta, spotęgowanych jeszcze tym, że nie wiedzieć, skąd się ono bierze. [2] Niewątpliwie groteskowym zwierzęciem jest jednak przede wszystkim nietoperz. Jego nazwa [niem. Fiedermaus] wskazu¬je na nienaturalne pomieszanie dziedzin«, które w tajemniczym zwierzęciu znalazły ukonkretnienie. Przy tym szokującą po¬stać łączy ono z równie osobliwym trybem życia. Zwierzę zmierz¬chu latające bezgłośnie z nieomylną pewnością ruchów, o za¬gadkowej ostrości zmysłów - czyż me można mu przypisać, ze wysysa krew innym zwierzętom w czasie ich snu? Nie przestaje zadziwiać nawet w spoczynku, kiedy zwisa z belki głową na dół, otuliwszy się skrzydłami jak płaszczem - bardziej podobne do kawałka martwej materii niż do żywej istoty .Ale także świat roślinny nieustannie dostarczał motywów, i to nie tylko dla groteskowej ornamentyki. Groteskowe same z siebie, tak że nie potrzeba tu już niczego wyolbrzymiać, wy¬dają się na przykład beznadziejnie powikłane roślinne sploty z ich tajemniczą żywotnością, w której natura, rzekłbyś sama przezwyciężyła dystans dzielący rośliny i zwierzęta. […] [3] Do charakterystycznych motywów groteskowych należy dalej wszystko, co jako narzędzie czy sprzęt poczyna żyć wła¬snym niebezpiecznym życiem. Spiczaste przedmioty z rysun¬kowych opowieści […] zostały w czasach nowszych zastąpione przez nowoczesne instrumenty techniki, zwłaszcza przez hałaśliwe pojazdy mechaniczne. Równie łatwo uchwytne jest pomieszanie mechanicznego z organicz¬nym, jak i zachodząca przy tym dysproporcja: na przykład samoloty przedstawia się jako olbrzymie ważki lub ważki jako samoloty, a czołgi poruszają się jak monstrualne zwie¬rzęta. Podobne spojrzenie na technikę jest dla człowieka współczesnego tak dalece naturalne, że tworzenie „technicz¬nej" groteski przychodzi mu z łatwością. Urządzenia stają się w niej nosicielami demonicznego pędu do zagłady i po¬czynają panować nad swym twórcą. [4] To, co mechaniczne, wyobcowuje się, zyskując życie, natomiast to, co ludzkie — tracąc je. Do trwałych motywów należą żywe istoty przekształcone w manekiny, automaty, marionetki i twa¬rze zastygłe w maski. Od masek pojawiających się w grotesko¬wej ornamentyce aż do dziś motyw ten jest nadal chętnie uży¬wany, przy czym uległ charakterystycznej przemianie. […]pod maską nie ma żywej ludzkiej twarzy, lecz sama maska stała się twarzą. Zrywając ją, ujrzelibyśmy szyderczo wyszczerzoną nagą czaszkę. […] [5] Groteskowość jest pewną strukturą. Istotę jej moglibyśmy określić zwrotem, który narzucał nam się dość często: gro¬teskowość to świat, który stał się obcy. Przy¬dadzą się tu wszakże jeszcze pewne objaśnienia. Świat baśni, gdy patrzy się nań z zewnątrz, dałoby się określić jako obcy i niezwykły. W istocie nie jest to jednak świat, który naprawdę stał się obcy. Nic bowiem, co byłoby swojskie i znane, nie objawia się tu nagle jako obce i tajemnicze. Tb nasz własny świat, tyle że uległ przeobrażeniom. Do sfery groteskowości zasadniczo należą także raptowność i niespodzianka. Lite¬racko zostaje to ujęte w scenie lub obrazie zdarzenia. Jed¬nak również przedstawienia plastyczne nie chwytają samych tylko stanów, lecz akcję, jakiś szczególny moment (Efnsor) albo przynajmniej […] stan rzeczy brzemienny w groźne napięcia. Określa to zarazem bliżej charakter ob¬cości, z jaką mamy do czynienia. Zgroza przejmuje nas tak bardzo właśnie dlatego, że chodzi o nasz świat, którego pew¬ność okazała się pozorem. Czujemy zarazem, że w owym odmienionym świecie nie moglibyśmy żyć. W wypadku gro¬teskowości nie chodzi o lęk przed śmiercią, lecz o lęk przed życiem. Jej cechą strukturalną jest ujawnienie zawodności kategorii naszej orientacji w świecie. Od czasu renesanso¬wych ornamentów obserwowaliśmy nieprzerwany rozkład: mieszanie sfer w naszym odczuciu odrębnych, naruszanie rów¬nowagi, utratę identyczności, niszczenie naturalnych proporcji i tak dalej. Spotykamy też nowe jego objawy: zniesienie kate¬gorii przedmiotu, rozpad pojęcia osobowości, rozbicie porząd¬ku historycznego. [6] Świat wyobcowany wyklucza orientację, pojawia się jako absurd. Zarysowuje się w tym momencie różnica między groteskowością a tragicznością, która zrazu także kryje w sobie absurd. Możemy go odnaleźć w pierwiastkach tragizmu wiel¬kiej tragedii greckiej: absurdalne jest, kiedy matka pozba¬wia życia swoje potomstwo, syn morduje matkę, ojciec zabi¬ja własne dziecko, kiedy zjada się synów — saga Atrydów obfituje w takie absurdy. Chodzi tu o poszczególne „czyny" sprzeczne z moralnym porządkiem świata, istnieją jednak również przypadki zagrożenia samych jego zasad. Istotą groteskowości nie są wszelako sporadyczne naruszenia ładu moralnego czy podważanie zasad, na których on się opiera (może to być co najwyżej jeden ze składników). Przede wszyst¬kim chodzi tu o zanik już choćby tylko fizycznej orientacji w świecie. […] [7] Jakiego rodzaju jest perspektywa właściwa grotesce? Z ja¬kiej perspektywy świat staje się obcy? Pytanie takie stawia przed nami na powrót sprawę tworzenia. Artyści i krytycy przez wieki niezmiennie odpowiadali: świat będący czymś obcym powstaje w oczach zatopionego w marzeniu, we śnie, na jawie albo na progu zamroczenia. Samowiedza romanty¬ków i nadrealistów - a chyba to samo dałoby się powiedzieć o artystach czasów dawniejszych - wyraźnie wskazywałaby, że taki ogląd ogarnia „to, co rzeczywiste", i kształtuje coś istotnie zobowiązującego. Spotykaliśmy się jednak często z jeszcze innym podejściem do zagadnienia. Jednolitość per¬spektywy ujęcia miałoby zgodnie z nim zapewniać chłodne spojrzenie na bieg rzeczy jako na pustą, bezsensowną grę marionetek, dziwaczny teatrzyk kukiełkowy. […] Dwie opisane perspektywy leżą zapewne u podstaw dwu rodzajów groteskowości, które wynikają z przeglądu gra¬fiki: „fantastycznej" groteski z jej urojonymi światami i ra¬dykalnie satyrycznej z jej procederem maskowym. [8] Czy przy tym wszystkim do groteski przynależy to, co śmieszne? […]Gdzie wszakże szukać uzasadnie-nia tego w strukturze groteski? Najłatwiej można je znaleźć w grotesce wyrastającej z satyrycznego spojrzenia na świat. Śmiech wywodzi się z regionów. komizmu, karykaturalność Z przymieszką goryczy, wchodząc w sferę groteskowości, nabiera cech szyderczych, cynicznych i na koniec satanicz¬nych. Jednakże Wiegand(1) dostrzegał powód do śmiechu także w „fantastycznych" groteskach Pietera Breugla młodszego zwanego piekielnym(2). Czyżby miał na myśli ten rodzaj śmie¬chu, którym mimo woli reagujemy na sytuacją niepozostawiającą poniekąd innej możliwości rozładowania napięcia, który[…] brzmi okropniej niż najokropniejsze przekleństwa? [9] Rozpatrywane dzie¬ła wciąż od nowa utwierdzały nas w przeświadczeniu, że upo¬staciowania groteskowości są grą z absurdem. Zaczynać się to może w atmosferze pogodnej wesołości i niemal zupełnego nieskrępowania […] Podej¬mujący grę bywa jednak wciągnięty, pozbawiony swobody, a zjawy, które lekkomyślnie przywołał, mogą go napełnić zgrozą. W tej sytuacji nikt już nie potrafi wyzwolić się. [10] W wielu groteskach nie ma śladu podobnej swobody i we¬sołości. Tam jednak, gdzie artystyczne ukształtowanie powiodło się, unosi się ono ponad obrazem czy sceną i tam też odczuwamy odrobinę owej niewymuszonej swawolności capriccio(3). Odczuwamy tam, i naturalnie tylko tam, jeszcze coś innego. Mimo całej bezradności i zgrozy, jaką budzą w nas ciemne moce, które czają się zewsząd w naszym świecie i mogą go nam uczynić obcym – prawdziwie artystyczne ukształtowanie dzieła zarazem jako zagadkowy czynnik wyzwolenia. Wszystko, co niejasne, jest uporządkowane, tajemnicze zostaje ujawnione, niepojęte – wypowiedziane. I tak wylania się ostateczne wyjaśnienie: ukształtowanie czegoś groteskowego jest próbą zaklęcia i okiełznania wszystkiego, co w świecie demoniczne. pOLECENIA DO TEKSTU 1. Na podstawie akapitów 1 -2 wskaż trzy cechy zwierząt uważanych za groteskowe. 2. Określ, na czym polega mechanizm groteski wspólny dla ujmowania nietoperza, samolotu i czołgu. 5. w przedstawiony niżej schemat wpisz elementy wspólne i odrębne dla świata groteski i świata baśni. Wypełnij wszystkie trzy pola. groteska Elementy wspólne baśń 6. Na podstawie analizy akapitów 5 i 6 zdefiniuj kategorię groteski, rozwijając pojęcia obcości i zaniku orientacji w świecie. 7. Wymień dwie podstawowe odmiany groteski. (scharakteryzuj jeszcze) Answer
Większość par decyduje się zamieszkać razem przed zawarciem sakramentu małżeństwa, by lepiej się poznać i przyzwyczaić się do swojej obecności. Mimo to Kościół katolicki nie zamierza zmienić zdania w tej sprawie. Instytucja mówi jasno: wspólne mieszkanie przed ślubem to grzech. Głos w tej sprawie zabrał ks. Teodor Sawielewicz.
"Czy współżycie przed ślubem jest grzechem?" "Dlaczego Kościół patrzy negatywnie na ludzką seksualność?" "Czy wychowanie seksualne powinno ograniczać się do opisu fizjologii współżycia"? "Dlaczego sensem ludzkiej seksualności nie może być zaspakajanie przyjemności?" "Chyba każdy ma prawo kierować się swoimi przekonaniami w sferze seksualnej?" "Normy dotyczące seksualności mają charakter religijny i dotyczą tylko ludzi wierzących" "Jeśli dwoje młodych ludzi obdarza się uczuciem miłości, to chyba mogą współżyć przed ślubem?" "Jeśli się naprawdę kochamy, to ślub nie jest nam potrzebny do trwałego związku" "Sądzę, że współżycie przedmałżeńskie jest czymś pozytywnym" "Sejm słusznie zdecydował, że należy dopłacać do antykoncepcji z budżetu państwa" „Sądzę, że środki antykoncepcyjne są czymś dobrym, gdyż ułatwiają kierowanie płodnością” „Przeciwstawiając się antykoncepcji Kościół walczy z odpowiedzialnym rodzicielstwem" "Antykoncepcja jest skuteczna więc należy ją stosować" "Czy prezerwatywy gwarantują bezpieczny seks i chronią przed wirusem HIV?" "Aborcja gwarantuje kobiecie prawo do decydowania, czy chce być matką czy też nie" "Dobrze przeprowadzona aborcja nie jest szkodliwa dla zdrowia matki" "Uważam, że sejm słusznie postąpił pozwalając na aborcję ze względów społecznych" "Czy być wolnym to robić to, co się chce i do niczego się nie zobowiązywać?" "Czy współżycie przed ślubem jest grzechem?" W obliczu tak postawionego pytania nie wystarczy odpowiedź typu: tak lub nie, albo stwierdzenie, że współżycie przed ślubem jest grzechem. Jeśli coś jest grzechem, to dlatego, że przynosi krzywdę człowiekowi, a nie dlatego, że taki „kaprys” miał Bóg, gdy postanowił nam czegoś zakazać. Przykazania Boże oznaczają: nie rób tego, co wyrządza krzywdę tobie lub innym ludziom. Jeden z maturzystów zwrócił się do mnie z następującą wątpliwością: "Chciałbym w przyszłości spotkać dobrą kandydatkę na żonę i założyć szczęśliwą rodzinę. Ale gdy będziemy już kilka lat po ślubie i przyjdą na świat dzieci, to czasami pójdę sam na dyskotekę (ktoś musi zostać w domu i pilnować dzieci). Jeśli na dyskotece spotkam miłą dziewczynę, to zaczniemy rozmawiać, tańczyć, zwierzać się, a w końcu może dojść do współżycia, ale gdy wrócę do domu, to nadal będę dobrym mężem i ojcem. Myśląc o takiej sytuacji, czuję pewien niepokój. Ale to jest tylko wynik otrzymanego wychowania. Co ksiądz o tym sądzi?" Błędną reakcją byłoby w takiej sytuacji oburzenie, potępienie rozmówcy, albo „suche” stwierdzenie, że zdrada małżeńska jest grzechem. Najlepsza pomoc ma miejsce wtedy, gdy stwarzamy pytającemu szansę, by sam odkrył, gdzie tkwi błąd w jego rozumowaniu. Najpierw zatem spytałem owego maturzystę czy zgodziłby się, aby to jego żona poszła na dyskotekę i współżyła z kimś innym. Wtedy mój rozmówca spontanicznie zaprotestował: "Ależ nie! To nie żona, lecz ja miałem iść na dyskotekę!" Dzięki własnej reakcji uświadomił sobie, iż bardzo by go zabolało, gdyby to zrobiła jego przyszła żona mimo, że jej nawet jeszcze nie zna! Powiedziałem wtedy: masz już pierwszą ważną informację i wiesz już, że zdrada małżeńska bardzo by cię zabolała. Ale wróćmy do twojej wersji. To ty idziesz na dyskotekę i dochodzi do współżycia z poznaną tam dziewczyną. Następnego dnia przychodzi do twego domu owa dziewczyna z dyskoteki i wyjaśnia twojej żonie: "To jest mężczyzna, którego poznałam na dyskotece. Doszło między nami do współżycia i mam teraz prawo do niego. Niech pani spakuje swoje rzeczy i opuści ten dom." Maturzysta spojrzał na mnie z zakłopotaniem i powiedział: "Rzeczywiście, tak mogłoby się to zakończyć. W takiej sytuacji bardzo bym cierpiał ja, moja żona i dzieci. Tamta dziewczyna z dyskoteki też. Wszystkim nam boleśnie skomplikowałoby się życie. Nie pomyślałem wcześniej o tym". Mój rozmówca sam odkrył błędy i złudzenia we własnym myśleniu. Zrozumiał, że dojrzały człowiek potrafi przewidywać konsekwencje swoich zachowań. Nie miał już teraz trudności z uznaniem faktu, że zdrada małżeńska przynosi cierpienie i krzywdę, niezależnie od rodzaju wychowania czy przekonań religijnych. Boli ona tak samo ludzi wierzących jak i niewierzących. Człowiek może zmienić rodzaj wychowania, ale nie może przez to zmienić własnej natury. Umiejscowienie współżycia seksualnego w ramach małżeństwa wynika z natury człowieka oraz z natury miłości, a nie z określonego typu wychowania. "Dlaczego Kościół patrzy negatywnie na ludzką seksualność?" Ależ Kościół patrzy na ludzką seksualność w sposób bardzo pozytywny! W Piśmie Świętym ukazywana jest ona nawet jako jeden z symboli miłości Boga do człowieka (na przykład w księdze Pieśni nad Pieśniami). Ludzka płciowość i seksualność jest czymś pięknym, gdyż jest darem Bożym, włączonym w Boży zamysł miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Natomiast w dziedzinie wychowania spojrzenie na ludzką seksualność nie powinno być ani pozytywne, ani negatywne, tylko po prostu prawdziwe, czyli realistyczne. I Kościół tak właśnie patrzy na człowieka w obliczu seksualności. Z jednej strony ostrzega przed zagrożeniami, które wynikają z nieodpowiedzialnego kierowania seksualnością i które powodują dramatyczne krzywdy, łącznie ze zranieniami fizycznymi, psychicznymi i moralnymi, z przestępstwami (np. gwałt) i śmiercią (np. choroba AIDS czy aborcja). Z drugiej strony Kościół ukazuje wielkość człowieka, który jest zdolny kierować własną seksualnością w sposób świadomy i odpowiedzialny. Własną mocą. Bez sięgania po substancje chemiczne. Bez popadania w uzależnienia. Bez wyrządzania krzywdy sobie i innym ludziom. "Czy wychowanie seksualne powinno ograniczać się do opisu fizjologii współżycia"? Takie stwierdzenie jest absurdalne, gdyż człowiek nie może zająć dojrzałej postawy, gdy wie, w jaki sposób coś działa, ale nie wie, po co to coś działa, czyli jaki jest sens tego działania? Wychowawca, który nie pomaga swoim wychowankom odkryć sensu ludzkiej seksualności, podobny jest do wspomnianej już w tej książce mamy, która wyjaśnia kilkuletniemu synkowi jak działa klucz w drzwiach, ale nie wyjaśnia, jaki jest sens tego działania. Taka mama wyrządza krzywdę własnemu dziecku, gdyż odtąd jej dziecko będzie skłonne otwierać drzwi wszystkim ludziom tylko dlatego, że wie, jak przekręcać klucz w zamku. Tymczasem odpowiedzialna mama wyjaśnia, że sensem działania klucza jest zamykanie drzwi przed tymi ludźmi, którzy mogą stanowić dla nas zagrożenie. Poda też praktyczne zasady, czyli wyjaśni kiedy i komu należy otwierać drzwi, a kiedy i kogo pod żadnym pozorem nie wolno wpuszczać do domu. Podobnie w odniesieniu do ludzkiej seksualności podstawą wychowania jest ukazanie jej sensu oraz norm, które pozwalają ten sens respektować. Po drugie, wychowanie nie może ograniczać się do podania informacji na temat budowy narządów rodnych czy fizjologii współżycia dlatego, że w każdej dziedzinie wychowanie wymaga nie tylko wiedzy, ale także treningu i osiągnięcia pozytywnych umiejętności oraz mądrych postaw. Przykładem może tu być nauka gry na fortepianie. Nie wystarczy wyjaśnienie początkującym uczniom techniki uderzania palcami w klawisze. Trzeba jeszcze setek godzin treningu i wytrwałości, by osiągnąć mistrzostwo w tej dziedzinie. "Dlaczego sensem ludzkiej seksualności nie może być zaspakajanie przyjemności?" Nie ma w człowieku żadnego procesu czy zjawiska, którego sensem byłoby zaspakajanie przyjemności! Przyjemne bądź przykre doznania towarzyszą niemal każdej czynności, jaką wykonuje człowiek, ale nigdy nie są jej sensem. Wyjątkiem mogą być prywatne zainteresowania czy hobby danej osoby (np. granie w szachy czy słuchanie muzyki dla przyjemności). Natomiast we wszystkich istotnych dla życia sferach i działaniach sensem naszych działań jest coś znacznie ważniejszego niż szukanie przyjemności. Przykładem może być spożywanie pokarmów. Sensem jedzenia nie jest zaspakajanie przyjemności, lecz zdrowe odżywianie organizmu. Człowiek odpowiedzialny potrafi zjeść nawet to, co mu zupełnie nie smakuje, jeśli tego potrzebuje jego organizm. Natomiast odmawia sobie tego, co mu sprawia wprawdzie przyjemność, ale szkodzi zdrowiu (np. powoduje nadwagę czy niszczy wątrobę). Kierowanie się przyjemnością w działaniu to znak, że dana osoba jest od czegoś lub od kogoś uzależniona. Człowiek uzależniony od jedzenia spożywa te pokarmy i w takich ilościach, które sprawiają mu przyjemność. Nawet wtedy, gdy przez to niszczy zdrowie. Z kolei człowiek uzależniony od alkoholu czy narkotyku sięga po te substancje dla chwilowej przyjemności mimo, że w ten sposób popada w śmiertelną chorobę. Podobnie jeśli człowiek kieruje się zasadą przyjemności w dziedzinie seksualnej, to potwierdza, że jest uzależniony od tej sfery. Decyduje się wtedy również na takie zachowania, poprzez które wyrządza dramatyczne krzywdy i cierpienia samemu sobie oraz innym ludziom. "Chyba każdy ma prawo kierować się swoimi przekonaniami w sferze seksualnej?" Tego typu twierdzenie jest przejawem naiwności. Nie uwzględnia faktu, że człowiek może manipulować własnym myśleniem i że potrafi wmówić sobie wszystko to, o czym chce być przekonany. Im bardziej zaburzone jest postępowanie danego człowieka, tym bardziej też zaburzone jest jego myślenie. Dla przykładu alkoholik czy narkoman jest przekonany (zwykle tak długo, aż umrze), że nie jest od niczego uzależniony i że nie wyrządza sobie krzywdy. Po tysiącach lat historii ludzkości doskonale wiemy już z obserwacji i doświadczenia, które sposoby postępowania rozwijają człowieka, a które go niszczą, prowadzą do chorób psychicznych, uzależnień, samobójstw, wyrzutów sumienia, samotności. Argument: "a ja uważam, że..." może wystarczyć do tego, by wybrać kolor koszuli w sklepie, ale nie może wystarczyć do tego, by rozsądnie określić normy seksualne czy zasady postępowania w innych sferach ludzkiego życia. Subiektywne przekonania są uzasadnione jedynie w świecie gustów i smaków. Natomiast w odniesieniu do norm moralnych czy sposobów postępowania inteligentny człowiek kieruje się następującą zasadą: obserwuję życie moje i innych ludzipo to, by wyciągać dla siebie wnioski na temat tego, które zachowania prowadzą do życia i szczęścia, a które do śmierci i nieszczęścia. Subiektywnymi przekonaniami kierują się ludzie niedojrzali lub zaburzeni psychicznie. Tymczasem ludzie dojrzali kierują się wiedzą, doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem. Życie ludzkie jest zbyt cenne, by przeprowadzać na nim doświadczenia metodą prób i błędów, albo by podejmować decyzje w oparciu o subiektywne poglądy czy emocjonalne odczucia. "Normy dotyczące seksualności mają charakter religijny i dotyczą tylko ludzi wierzących" Takie twierdzenie jest znakiem ignorancji. Błędne kierowanie seksualnością może powodować aż tak drastyczne szkody, że w każdej cywilizacji i w każdym kodeksie karnym, obowiązującym w najbardziej nawet ateistycznych i liberalnych państwach, istnieją zachowania seksualne zakazane prawem (np. gwałt, seksualne wykorzystywanie nieletnich, aborcja, pornografia dziecięca, itd.). Co więcej, kodeksy karne w państwach o długiej tradycji demokratycznej (np. w USA czy Francji) są w tym względzie wyjątkowo surowe, aby skutecznie chronić obywateli - zwłaszcza dzieci i młodzież - przed zagrożeniami związanymi z nieodpowiedzialnymi zachowaniami seksualnymi. Twierdzenie, że normy dotyczące zachowań seksualnych odnoszą się jedynie do ludzi wierzących lub wrażliwych moralnie jest zatem wyrazem skrajnej ignorancji lub okrutnego cynizmu. "Jeśli dwoje młodych ludzi obdarza się uczuciem miłości, to chyba mogą współżyć przed ślubem?" Po pierwsze, miłość jest czymś znacznie większym niż uczucie. Jest decyzją troski o czyjeś dobro. Uczucia (czasem bardzo radosne, a czasem bardzo bolesne) towarzyszą miłości, ale nie stanowią jej istoty. Uczucia z natury są zmienne, tymczasem miłość może być stałą postawą. Można kochać nawet te osoby, których nie lubimy, do których mamy żal, lub wobec których czujemy bolesne rozgoryczenie. Z kolei można nie kochać, a nawet krzywdzić te osoby, w których jesteśmy zakochani. Gdyby miłość była głównie uczuciem, to nie można byłoby jej ślubować. Nie zależałaby ona przecież od naszej woli. Byłaby jedynie sposobem emocjonalnego reagowania na daną osobę. Po drugie, ślub zmienia wszystko i nie ma w tym żadnej magii. Nie chodzi tu bowiem o jakąś pustą formalność, czy o zdobycie dokumentu od księdza. Chodzi natomiast o osobistą decyzję. W czasie zawierania małżeństwa obie strony publicznie podejmują i wyrażają decyzję o wzajemnej miłości i wierności na całe życie. Przed ślubem nie ma jeszcze takiej ostatecznej decyzji, wyrażonej publicznie, przy świadkach i na piśmie. "Jeśli się naprawdę kochamy, to ślub nie jest nam potrzebny do trwałego związku" Takie twierdzenie jest zwykle wyrazem (nieświadomego?) lęku w obliczu związku na całe życie. Szuka się wtedy "pięknych" ideologii i uzasadnień, aby ukryć bolesną prawdę o tym, że ktoś nie potrafi kochać czy nie wierzy w wierną miłość. "Sądzę, że współżycie przedmałżeńskie jest czymś pozytywnym" W odpowiedzi wystarczy powołać się na wspomniane już wcześniej wyniki badań ogólnopolskich w tym względzie, które opublikowała "Gazeta Wyborcza" we wrześniu 1996 roku. Badania te potwierdziły, że wczesna inicjacja seksualna idzie w parze z sięganiem przez młodzież po alkohol i narkotyki, a także z przestępczością i niepowodzeniami szkolnymi. 51% chłopców szkół średnich mających jedynki i dwójki deklaruje współżycie seksualne. Z grupy uczniów mających piątki i szóstki jedynie 5% decyduje się na współżycie przedmałżeńskie (por. "GW", Wczesna inicjacja seksualna jest zwykle nie tyle przejawem silnego popędu czy potrzeb fizycznych, ile raczej przejawem somatyzacji, czyli wyrażania ciałem (w tym wypadku seksualnością) bolesnych problemów, napięć i konfliktów ze sfery psychicznej, moralnej czy społecznej. Im bardziej ktoś z nastolatków cierpi, im więcej przeżywa samotności, głodu czułości czy dręczących problemów, tym bardziej atrakcyjna będzie mu się wydawać seksualność, a także piwo, papieros czy narkotyk. A zatem jak wszystko to, co obiecuje łatwe „szczęście” czy chwilową choćby ulgę. "Sejm słusznie zdecydował, że należy dopłacać do antykoncepcji z budżetu państwa" Takie twierdzenie jest przejawem ignorancji lub cynizmu i to z wielu powodów. Po pierwsze, jest okrucieństwem dopłacanie do antykoncepcji w sytuacji, gdy nie ma pieniędzy na dopłacanie do leków ratujących ludzkie życie lub do witamin dla dzieci. Być może politycy podjęli taką decyzję dlatego, że dzieci nie mogą brać udziału w wyborach do parlamentu? Po drugie, nie wolno z pieniędzy przeznaczonych na leki dopłacać do substancji, które są szkodliwe dla zdrowia. Dla przykładu w Holandii w 1996 roku państwo wycofało się z dofinansowania antykoncepcji w obliczu badań potwierdzających, że są to środki rakotwórcze. Odtąd lekarz może tam zapisywać tego typu substancje jedynie na własną odpowiedzialność, a kobieta ma prawo wnieść do sądu pozew o odszkodowanie w przypadku powikłań zdrowotnych na skutek stosowania antykoncepcji. Z tego powodu lekarze w Holandii mają obowiązek przechowywania przez 30 lat dokumentacji dotyczącej przepisanych przez nich środków antykoncepcyjnych. O szkodliwości środków antykoncepcyjnych najprościej przekonać się, czytając dołączone do nich ulotki. Wyliczają one zwykle kilkadziesiąt niebezpiecznych dla zdrowia skutków ubocznych stosowania antykoncepcji. Warto przypomnieć, że tego typu dane, dotyczące szkodliwości antykoncepcji przytaczają nie przeciwnicy tych substancji, lecz ich producenci! „Sądzę, że środki antykoncepcyjne są czymś dobrym, gdyż ułatwiają kierowanie płodnością” Tego typu twierdzenie to kolejny przejaw naiwności lub świadomego cynizmu (np. ze strony producentów i sprzedawców antykoncepcji). Po pierwsze, antykoncepcja nie chroni przed bolesnymi konsekwencjami nieodpowiedzialnego współżycia seksualnego. Zmniejsza jedynie ich ryzyko. Nigdy nie gwarantuje „bezpiecznego” seksu. Po drugie, większość środków antykoncepcyjnych szkodzi zdrowiu fizycznemu. Po trzecie, sięganie po antykoncepcję oznacza rezygnację danego człowieka z kierowania seksualnością własną mocą i świadomością. Antykoncepcja odbiera więc wolność i oznacza kierowanie się taką samą filozofią życia, jak czynią to alkoholicy czy narkomani. Ci ostatni rezygnują z władzy nad własnymi emocjami i próbują kierować tą sferą życia za pomocą substancji chemicznych. Człowiek sięgający po antykoncepcję rezygnuje z władzy nad własną seksualnością i próbuje ratować się przed dramatycznymi konsekwencjami takiej sytuacji za pomocą tabletek czy prezerwatyw. Po czwarte, antykoncepcja oszukuje, gdyż sugeruje, że współżycie seksualne ma jedynie konsekwencje fizjologiczne i biologiczne oraz że stosując antykoncepcję można bezkarnie współżyć z kimkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek. Tymczasem nieodpowiedzialne zachowania seksualne przynoszą dramatyczne zranienia w sferze psychicznej (np. poczucie krzywdy, żal do samego siebie, lęk wobec seksualności), moralnej (np. poczucie winy) i społecznej (np. zerwane więzi przyjaźni z samym sobą, z rodzicami i z Bogiem, uraz do osób płci odmiennej, itp.). Żadna pigułka czy prezerwatywa nawet w najmniejszym zakresie nie ochroni przed tego typu konsekwencjami. Nic poza miłością i odpowiedzialnością nie może gwarantować człowiekowi kierowania seksualnością w sposób dojrzały i bezpieczny. „Przeciwstawiając się antykoncepcji Kościół walczy z odpowiedzialnym rodzicielstwem" Nic bardziej mylnego. Kościół nie tylko nie przeciwstawia się odpowiedzialnemu rodzicielstwu, ale przeciwnie - stanowczo do niego wzywa. Jednocześnie jednak Kościół przypomina, że nie wolno dążyć do dobrego celu nieodpowiedzialnymi metodami! Tymczasem wszelkie formy antykoncepcji są nieodpowiedzialną próbą osiągnięcia odpowiedzialnego rodzicielstwa, gdyż szkodzą fizycznie, a jednocześnie oznaczają rezygnację człowieka z władzy nad własnym zachowaniem. Z tego właśnie względu obserwujemy znamienny fakt, że im częściej używana jest w danym społeczeństwie antykoncepcja, tym więcej jest tam nieodpowiedzialnej seksualności, uzależnień, zranień i przestępstw w tej dziedzinie. Tym więcej też niechcianych ciąż i aborcji. Kościół przypomina, że antykoncepcja, która szkodzi fizycznie, oszukuje i oznacza rezygnację z wolności, jest po prostu zbędna. Człowiek obdarzony świadomością i wolnością potrafi własną mocą kierować seksualnością i płodnością w oparciu o znajomość fizjologii płodności oraz o wewnętrzną dyscyplinę. Warto zwrócić uwagę na fakt, że są takie środowiska, które promują ignorancję w dziedzinie poznawania rytmu płodności pary ludzkiej. "Nowoczesne" podręczniki chętnie opisują fizjologię seksualności, ale skrzętnie ukrywają przed uczniami wszelką wiedzę na temat fizjologię płodności. Najważniejszym powodem takiej postawy jest ochrona ekonomicznych interesów producentów środków antykoncepcyjnych. Pochwała antykoncepcji to element kampanii reklamowej prowadzonej po to, by znaleźć w Polsce klientów antykoncepcji, o których coraz trudniej w krajach Europy Zachodniej. "Antykoncepcja jest skuteczna więc należy ją stosować" Po pierwsze, skuteczność nie może być ani jedynym, ani decydującym kryterium działania w żadnej dziedzinie życia. Dla przykładu w Polsce wielu przestępców jest bardziej skutecznych niż policja, ale nie wynika z tego, że w tej sytuacji wszyscy powinni stać się przestępcami. Po drugie, wysoka skuteczność antykoncepcji jest mitem reklamowym. W statystykach podaje się zwykle średni stopień skuteczności danego środka antykoncepcyjnego przy jednorazowym współżyciu seksualnym. Tego typu metoda pomiaru skuteczności miałaby sens, gdyby współżycie seksualne było jakimś rzadkim epizodem w życiu człowieka, a nie zjawiskiem cyklicznym. Mimo to producenci niechętnie podają dane na temat stopnia skuteczności ich produktów w skali rocznej. Badania wykazują, że skuteczność antykoncepcji spada wtedy do zaledwie 25% - 30%. Stąd właśnie bierze się wspomniany wcześniej i dobrze już udokumentowany fakt, że im więcej antykoncepcji w danym społeczeństwie, tym więcej tam niepożądanych ciąż i aborcji. Tym mniej natomiast wolności i odpowiedzialności w obliczu własnej seksualności. "Czy prezerwatywy gwarantują bezpieczny seks i chronią przed wirusem HIV?" Już tylko w niewielu krajach uchodzi bezkarnie twierdzenie, że prezerwatywa gwarantuje „bezpieczny” seks. W krajach Europy Zachodniej, gdzie za wprowadzanie obywatela w błąd płaci się wysokie odszkodowania pieniężne, reklamy sugerują jedynie, że prezerwatywy zmniejszają ryzyko zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową, czy też ryzyko niechcianych ciąż. Cała prawda jest jeszcze bardziej jednoznaczna. Zakładając super optymistycznie, że jakaś prezerwatywa ma najwyższy z podawanych przez producentów stopień zapobiegania, czyli aż 99%, to statystycznie przynajmniej co setne współżycie z chorym na AIDS oznacza zarażenie się wirusem HIV. Przy regularnym współżyciu seksualnym z osobą chorą na AIDS w skali rocznej, „ochrona” przed zakażeniem wirusem HIV, jaką daje prezerwatywa, sięga statystycznie od 25% do 30%. Czystość przedmałżeńska i wierność małżeńska to jedyny pewny sposób zabezpieczenia się przed wirusem HIV. Natomiast prezerwatywa może być jedynie opóźniaczem zakażenia i śmierci. "Aborcja gwarantuje kobiecie prawo do decydowania, czy chce być matką czy też nie" Takie twierdzenie wynika z niezdolności do logicznego myślenia. Jest rzeczą oczywistą, że kobieta ma niezbywalne prawo decydowania o tym, czy chce być matką, czy nie. Tyle tylko, że aborcja nie ma nic wspólnego z tym prawem! Aborcja dotyczy bowiem wyłącznie tych kobiet, które już są matkami. Mają ona wtedy jedynie do wyboru następujące dwie możliwości: mogą być matką dziecka żywego lub matka dziecka zabitego. Ale matką pozostaną już na zawsze. Decyzja o macierzyństwie może zapaść jedynie wcześniej, czyli zanim dojdzie do poczęcia dziecka. "Dobrze przeprowadzona aborcja nie jest szkodliwa dla zdrowia matki" Takie przekonanie to kolejny przejaw ignorancji, gdyż jest ono niezgodne ze stanem wiedzy na ten temat. W wielu przypadkach aborcja powoduje stany zapalne narządów rodnych, nowotwory, bezpłodność oraz dramatyczne powikłania psychiczne i moralne. Wystarczy poznać wyniki licznych już badań, by uwolnić się z niebezpiecznych złudzeń co do tego, że aborcja nie jest szkodliwa dla organizmu matki. Oto konkretny przykład takich badań. Lekarze z Uniwersytetu w Seattle przeprowadzili badania na temat związku między aborcją a rakiem piersi. Były to największe badania w historii, a uczestniczyło w nich kilkaset tysięcy kobiet. We wrześniu 1994 r. wyniki tych badań obiegły cały świat. W Polsce opublikowała je między innymi "Gazeta Wyborcza" w listopadzie 1994 r. Okazało się, że jeśli aborcji poddaje się kobieta do 18-tego roku życia i jest to jej pierwsza ciąża, to prawdopodobieństwo raka piersi wzrasta u niej 800 razy w stosunku do kobiet, które nie poddały się aborcji. Poddanie się aborcji w wieku późniejszym i po wcześniejszym urodzeniu innych dzieci także powoduje wyraźny wzrost zachorowań na raka piersi, chociaż nie jest już to wzrost aż tak drastyczny. Lekarze amerykańscy odkryli mechanizm, który powoduje związek raka piersi z aborcją. Otóż od momentu poczęcia dziecka do szóstego miesiąca ciąży organizm matki wydziela hormony, które powodują zmiany w piersiach. W siódmym miesiącu ciąży pojawiają się hormony, które kontrolują i zamykają ten proces. Jeśli matka podda się aborcji, wtedy hormony kontrolujące rozrost piersi się nie pojawią i stąd tak wielkie prawdopodobieństwo zmian nowotworowych. "Uważam, że sejm słusznie postąpił pozwalając na aborcję ze względów społecznych" Po pierwsze, Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że ustawa ta jest niezgodna z prawem, gdyż życie ludzkie jest chronione przez polską Konstytucję, natomiast dobre warunki materialne czy społeczne nie są gwarantowane konstytucyjnie (poza tym według jakich kryteriów można określić, jakie warunki są dobre?). Po drugie, ustawa pozwalająca zabijać dzieci nie narodzone z powodu trudnych warunków społecznych czy ekonomicznych, jest wyrazem okrucieństwa parlamentarzystów. Opiera się bowiem na następującej logice myślenia: jeśli kobieta jest w ciąży i znajduje się w trudnej sytuacji społecznej, to państwo jej nie pomoże, np. zwalniając ją na kilka lat z podatków (parlamentarzyści nie są w trudnej sytuacji materialnej, a mimo to zwolnili samych siebie z podatków). Jeśli więc kobieta sama sobie nie poradzi, to niech zabije własne dziecko. To rzeczywiście wyjątkowo okrutna oferta „pomocy” ze strony posłów. Tymczasem podstawowym obowiązkiem parlamentarzystów jest tworzenie praw umożliwiających wszystkim rodzinom godne życie i wychowanie potomstwa w warunkach, które nie wymagają heroizmu. "Czy być wolnym to robić to, co się chce i do niczego się nie zobowiązywać?" Gdyby taka była natura wolności, to najbardziej wolne byłyby małe dzieci, a także ludzie chorzy psychicznie oraz przestępcy. Obie te grupy kierują się rzeczywiście zasadą: robię to, co mi się podoba i do niczego się nie zobowiązuję. Gdy spotykam młodych ludzi, którzy prezentują powyższy sposób myślenia na temat wolności, odnotowuję bardzo ciekawe zjawisko. Otóż ich aspiracjom, by być wolnym od norm moralnych, prawnych czy społecznych nie towarzyszy aspiracja, by być równie wolnym od lenistwa i lęków, od alkoholu, papierosów i narkotyków, od agresji i przemocy, od pieniędzy czy telewizji. Tymczasem naprawdę być kimś wolnym, to opowiadać się po stronie miłości i prawdy, a nie po stronie nienawiści czy fikcji. To także podejmować zobowiązania, które są przecież podstawowym przejawem ludzkiej wolności. Ci, którzy do niczego się nie zobowiązują, nie korzystają ze swojej wolności, gdyż prawdziwa wolność to zdolność decydowania się na rzecz miłości i prawdy. opr. mg/mg
ኡջ րюнтуኝαчэ исрιт
Убеνекраዙи мօкрօклጏ вруρ
ԵՒцըγичኪр ኃжօ твէλ
Ֆեп աфሟፉу пጾвсеዒ ዤуፊιձሀв
Кистυዓոсрቯ ኹеሊи
Էскըслуφውሕ изваց е
Miłość to patrzenie w tym samym kierunku, a nie na siebie (Mały Książe) Ks. P. Pawlukiewicz dzieląc się swoimi przemyśleniami o rodzinie opowiadał, jak zaszedł podczas wizyty duszpasterskiej do domu pewnego małżeństwa. Szczęśliwy mąż zaczął opowiadać, w jaki sposób Bóg prowadził ich po drodze wspólnego życia.
Dlaczego bezpieczny seks przedmałżeński ze stałym partnerem jest grzechem? Kościół uważa, że seks przed ślubem jest grzechem. Istnieją oczywiście racjonalne powody takiego podejścia do sprawy, ale zwróćmy na początku uwagę, że dla wierzącego argument „tak uczy Kościół” powinien być rozstrzygający. Kiedy bowiem uświadomimy sobie czym Kościół jest, to jego autorytet w zupełności wystarcza... Przejdźmy do konkretnych argumentów. Trzeba sobie uświadomić, że innym imieniem miłości jest odpowiedzialność. Jeśli kocham, chcę szczęścia osoby kochanej i czuję się za nią odpowiedzialny. Jeśli ze zbliżenia pocznie się dziecko, będzie to od obojga rodziców wymagało zmiany życiowych planów: przyspieszenia decyzji o ślubie, przerwania nauki, pospiesznego poszukiwania pracy, mieszkania itp. Chłopak może od tej decyzji uciec, dziewczyna raczej nie. Nie jest miłością narażanie kochanej osoby na tego rodzaju trudności tylko dlatego, że pragnie się przyjemności czy rozładowania napięcia. To raczej wyraz egoizmu... Jak już napisano miłość to odpowiedzialność. Może się zdarzyć, że poczniecie dziecko (stuprocentowe zabezpieczenia nie istnieją). Dojdziecie jednak do wniosku, że do siebie nie pasujecie (gorzej, gdy dojdzie do takiego wniosku tylko chłopak). Opowiadanie przed ślubem o dozgonnej miłości niewiele jest warte. Łatwo się z takich deklaracji wycofać. Jak będzie wyglądało w takiej sytuacji wychowywanie waszego dzieciaczka? Czy nie ma ono prawa do bycia wychowywanym przez oboje rodziców? Co będzie czuło, jeśli do nikogo nie będzie mogło powiedzieć „tato”. A jeśli, dla jego dobra, jednak się pobierzecie, to jak będzie się to wasze życie układało? Czy dacie radę męczyć się przez całe życie? Czy dziecko będzie szczęśliwe, mając zgorzkniałych rodziców? A nawet jeśli podejmiecie decyzję o ślubie z radością, to kto zagwarantuje, że po kilku latach, w momencie jakiegoś małżeńskiego kryzysu, istnienie tego małego człowieka nie stanie się powodem wyrzutów wobec partnera? Warto dla chwili pospiesznej, jakby skradzionej przyjemności, narażać tego człowieczka na tego rodzaju przykrości? Innym imieniem miłości jest odpowiedzialność. Wydaje się, iż współżycie przed ślubem jest wyrazem jej braku, gdyż naraża partnera na przeróżne przykrości, nawet jeśli do poczęcia dziecka nie dojdzie. Będzie nią, w sytuacji rozstania się, konieczność tłumaczenia przez Twoją dziewczynę jej nowemu ukochanemu tego, dlaczego nie jest dziewicą. Dla mężczyzny, wbrew pozorom, to jest ważne. Może dlatego, że podświadomie nie chce być porównywany z poprzednikiem... Jeszcze gorzej, gdy któreś z was poczuje się porzucone. Dziś być może deklarujecie, że w razie czego nie będziecie mieli do siebie żalu. Ale jeśli decyzję o rozstaniu podejmuje tylko jedna strona, to drugą zawsze bardzo to boli. Łatwiej będzie to znieść ze świadomością, że nie daliście sobie wszystkiego... «« | « | 1 | 2 | » | »»
Randka z narzeczonym. Tydzień przed ślubem to idealny moment by udać się ze swoim narzeczonym na randkę i przez chwilę nie rozmawiać o ślubie. Idźcie na spacer, do kawiarni czy kina. Cieszcie się sobą w końcu ślub to celebracja Waszej miłości, a w tym wirze ślubnych przygotowań można niestety na chwilę o niej zapomnieć.
Droga Mała Alciu. Otrzymałem jeszcze jeden list od siedemnastoletniej dziewczyny, którą mój artykuł o „miłości fizycznej” wstrząsnął. Streszczę go, bo jest długi. Otóż autorka zaznacza najpierw, że jest chrześcijanką, po czym informuje, że ma starszego od siebie o 7 lat chłopaka. – Ja współżyję z moim chłopakiem, bo według mnie to scala nasz związek. Aby być razem, przeszliśmy zbyt dużo i nasza miłość jest głęboka i szczera – pisze. I dalej: – Na to, czy ktoś czuje się „łatwy”, nie ma reguły i nikt, nawet Ty, nie możesz tak pisać. Jeżeli dwoje ludzi decyduje się na taki krok, to biorą odpowiedzialność za ewentualne konsekwencje i nie robią tego ot tak – przekonuje. Wreszcie sięga po argument z sąsiedniej beczki: – Nawet księża nie zachowują celibatu i nie ma co ukrywać tej prawdy. A przecież też popełniają poważny grzech, jeszcze większy niż ludzie, którzy współżyją przed ślubem. Na koniec autorka prosi o przytoczenie fragmentu Pisma Świętego, z którego wynika, że seks jest dozwolony tylko po ślubie. Kochane dziewczyny. Kilkanaście lat temu dziewczyna powiedziała znanemu mi księdzu, że go kocha i chciałaby z nim żyć. – Ale czy ty mnie naprawdę kochasz? – zapytał ów ksiądz. – Taaak – wyszeptała trzepocząc rzęsami. – Ale tak naprawdę mnie? – dopytywał się dalej ksiądz. – Tak – powtórzyła jeszcze żarliwiej. – Skoro mnie kochasz, to znaczy, że chcesz mojego szczęścia, prawda? – ciągnął duchowny. – No tak – potwierdziła zdziwiona. – No właśnie. A teraz pomyśl, co by się ze mną stało, gdybym popełnił tak straszny grzech niewierności wobec Boga. Przecież jestem księdzem. Myślisz, że mógłbym być szczęśliwy przez całe życie wlokąc ze sobą wyrzut sumienia i nie robiąc tego, do czego jestem powołany? A zgorszenie, które bym spowodował? Jak stanąłbym przed Bogiem? Jeśli naprawdę mnie kochasz, to postaraj się, żebyśmy się już nigdy w życiu nie spotkali. Otóż to: miłość to znaczy chcieć dobra dla osoby kochanej. Należałoby więc może ustalić, co to jest dobro? Dorośli nieraz wyliczają: dobro to władza, pieniądze, seks. Te rzeczy mają jednak pewną wadę: trwają chwilę. Niestety, ludzie są mistrzami w robieniu idiotycznych interesów. Gotowi nieraz sprzedać duszę za zgniliznę w pozłacanym pudełku. Nie chcę powiedzieć, że seks jest zgnilizną. O nie, bo wszystko, co Bóg stworzył jest dobre. Ale wszystkim też można się posługiwać źle lub dobrze. Jeśli jesteście odpowiedzialne, nie będziecie karmić niemowlaka kiełbasą i frytkami. – A co złego jest w kiełbasie? – mógłby spytać niemowlak, gdyby był mowlakiem. – Ja przeszedłem zbyt dużo, żeby jej sobie odmawiać – mógłby się upierać. Nie wiesz, mowlaku, co byś przeszedł, gdybyś jednak się dobrał do tej kiełbasy. Dziwicie się, że przed ślubem nie wolno, a po ślubie wolno. A dlaczego nie dziwi was, że studiować może tylko ten, kto zrobił maturę? – No ale ja całe liceum skończyłem i jestem oczytany, więc co, nie wolno mi studiować? A jednak. Ktoś, kto współżyje bez ślubu, jest jak człowiek bez matury, który przyłazi na uczelnię. On może wtedy nawet wysłuchać dwa razy tyle wykładów, co inni, ale dyplomu i tak nie dostanie. Nie czujesz się, Siedemnastolatko, łatwą dziewczyną. W porządku, ale nie chodzi o to, czy się tak czujesz, tylko o to, czy rzeczywiście taką jesteś. I co wynika z Twojej deklaracji, że bierzesz na siebie odpowiedzialność za taki krok? Na czym ta odpowiedzialność miałaby polegać? Że stworzycie dzieciom taki dom, w którym one będą się mogły czuć bezpiecznie, wiedząc, że ich rodzice nie rozejdą się przy byle podmuchu? Gdyby Twój chłopak był odpowiedzialny, nie zawracałby w głowie dziewczynie, która jeszcze nie jest nawet pełnoletnia. Powiem Ci więcej: gdyby Cię kochał, zostawiłby Cię w spokoju, żebyś miała chociaż czas dokończyć naukę. Ale on kocha nie Ciebie, tylko to, co „scala wasz związek”. Wiesz, że małżonkowie zobowiązują się trwać ze sobą nawet wtedy, gdy zniknie uczucie (a zniknie – przynajmniej w tej formie), gdy przeminie uroda, gdy skończy się zdrowie. A wiele jest w małżeństwie sytuacji, w których nie można „scalać związku”. Wtedy dopiero okaże się, co znaczyło pierwsze „kocham”. A fragment o księżach, którzy „nie zachowują celibatu” jest już nawet trochę zabawny. Nikt nie ukrywa, że są takie przypadki, bo księża też grzeszą. Nie rób jednak z przypadków zasady. W dodatku sama przyznajesz, że to grzech, pisząc: „A przecież też popełniają poważny grzech, jeszcze większy niż ludzie, którzy współżyją przed ślubem”. Więc jednak uznajesz, że współżycie przed ślubem jest poważnym grzechem. Co zaś do prośby o fragment z Pisma Świętego – proszę uprzejmie. Przytaczam parę tekstów o małżeństwie. Nie jest tam napisane wprost, że nie wolno współżyć przed ślubem, bo w czasach powstawania Biblii było to oczywiste, ale pośrednio można to odczytać. Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć (1 List do Koryntian 7,9). Tu mój komentarz: św. Paweł temu, kto „płonie” z powodu popędu, nie dał innej możliwości niż małżeństwo. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża (1 List do Koryntian 7,2). A więc współżycie poza małżeństwem jest rozpustą. We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg (List do Hebrajczyków 13,4). A teraz ja mam prośbę: napisz mi, w którym miejscu Biblia mówi, że współżycie bez ślubu jest zgodne z wolą Bożą. Powodzenia.
Jest wiele rzeczy, które musisz zająć przed ślubem, niektóre z nich przeznaczone są do samodzielnego rozważenia, a niektóre mają być omówione z twoim partnerem. Wszystko sprowadza się do dzielenia się obowiązkami i bycia odpowiedzialnymi za siebie nawzajem. 6 pytań do zadawania sobie przed ślubem
Jestem młodą dziewczyną, która już popełniła błąd rozpoczęcia współżycia przed ślubem. Dlaczego więc tu piszę? Bo wiem jak to wygląda od zaplecza i chcę podzielić się z wami trudnościami, które pojawiają się po rozpoczęciu współżycia przed ślubem. Ja i mój chłopak rozpoczęliśmy współżycie po 8 miesiącach związku, wtedy wydawało nam się, że jest to takie fajne i dorosłe, że to naturalna kolej rzeczy, że prędzej czy później byśmy to robili. Po kilku latach spoglądam na to trochę inaczej. Pierwszy rok "po" był okropny. Nie mogliśmy się od siebie odkleić i nie było to wcale takie fajne, jak mogłoby się wydawać. Z moich obserwacji z naszego związku oraz związku moich znajomych wynika, że zawsze po rozpoczęciu jakiekolwiek aktywności seksualnej pojawia się niezdrowe wręcz toksyczne "przyklejenie się do siebie". Gdzie on tam ja, gdzie ja tam on. Nie było czasu na własne przemyślenia, na własne zajęcia i może nie byłoby to złe, gdyby nie fakt, że nie potrafiliśmy ze sobą spędzać czasu i skupialiśmy się tylko na sobie. Dopiero z czasem przyszło przeświadczenie, że to Bóg jest najważniejszy, iż chodzimy do spowiedzi raz w miesiącu i nie robimy nic z tym, aby zwalczyć grzech jest zwyczajnie niepoprawne i "chore". Ogromne było też poczucie winy. Po każdym stosunku bądź jakichkolwiek innych kontaktach, pojawiały się moje łzy, wspólne obwinianie samego siebie. Jest to na tyle specyficzny grzech, który może sprawić, że mimo tego iż Bóg kocha Cię tak samo bez względu na wszystko, to ty sam zaczynasz kochać siebie coraz mniej i coraz mniej miłości "odbierasz" od Pana Boga. Najgorsze były momenty przepełnione poczuciem winy i niegodności oraz te myśli : "Nie będę śpiewać religijnych piosenek, bo Bóg ich ode mnie nie chce" "Jak mam się modlić do Boga, skoro przed chwilą tak mocno zgrzeszyłam". Te myśli są paskudne, ale nie są prawdziwe! Bóg zawsze chce naszej modlitwy, chce naszego śpiewu, chce abyśmy do Niego powrócili. Jak mówił papież Franciszek - Bogu nigdy nie znudzi się przebaczanie nam, lecz to nam może znudzić się proszenie o przebaczenie. Jako iż nie udało nam się jeszcze zupełnie pokonać grzechu, pragnę napisać o sposobach walczenia z tym, o których nie wiedziałam na początku mojego związku, a być może dzięki nim nie musiałabym walczyć z tak ciężkim grzechem jakim jest nieczystość. Przede wszystkim musicie się razem modlić. Kiedyś mój ksiądz z parafii powiedział mi, że małżeństwo tak samo jak i życie zakonne i kapłańskie mają służyć zbliżeniu się do Boga. Nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób, ale przecież to faktycznie o to chodzi. Dzięki miłości do męża, do dzieci, dzięki wspólnej "współpracy", dbałości o czystość, o systematyczność sakramentalną, dzięki wspólnej modlitwie mamy się zbliżać do Boga, mamy walczyć o zbawienie. Więc wspólna modlitwa w związku, to początek, to jeden z fundamentów związku, bo jeżeli nie nauczycie się tego w okresie przed narzeczeńskim bądź narzeczeńskim, to nie nauczycie się już tego w małżeństwie. Będzie to bardzo, bardzo trudne. Musicie też umieć ze sobą rozmawiać, o rzeczach najważniejszych - z delikatnością i zrozumieniem, ustępując z szacunkiem drugiej osobie, jeżeli w dyskusji ma ona lepsze argumenty. Jest to trudne, ale nie jest to niemożliwe. Sama serdecznie wam polecam napisanie wspólnej modlitwy, która będzie wasza, w którą włożycie całe swoje serce i będziecie się codziennie nią wspólnie modlić. Jeżeli o coś się pokłócicie musicie o tym poważnie porozmawiać, wytłumaczyć to sobie i przede wszystkim wybaczyć. Teraz wiem, że gdybyśmy od początku wspólnie się modlili, potrafili otwarcie rozmawiać i dbali razem o sakramenty, to życie w czystości byłoby możliwe. I nie jest to prawda, że jak ktoś nie zrobi tego teraz, to zrobi to tak czy siak później. Życie w czystości jest możliwe. ale należy pamiętać też o tym, że czystość jest wielkim błogosławieństwem. więc należy dziękować Panu Bogu za każdy dzień przeżyty w czystości. Słowa, które zawsze podnoszą mnie na duchu: "Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia!" Mam nadzieję, że moje świadectwo się przyda, mimo tego że nie jesteśmy małżeństwem, to mogliśmy trochę opowiedzieć o walce z nieczystością. Może dzięki moim słowom i wskazówkom ktoś z was uchroni się przed popełnieniem tego błędu.